Intronizacja Jezusa Króla PolskiIntronizacja.pl
Intronizacja Jezusa Króla Polski

Artyści dla Jezusa Króla

Księgarnia

Intronizacja.pl na facebook-u

Intronizacja Jezusa Króla Polski - facebook

Intronizacja Jezusa Króla Polski

WYPRĄ SIĘ WŁADCY (2 P 2, 1)

 

DETRONIZACJA JEZUSA FUNDAMENTALNYM ZNAKIEM CZASÓW OSTATECZNYCH

 

 

Wielu ludzi ulega urokowi katastroficznych wizji końca świata i nie dostrzega właściwego sensu tekstów o charakterze eschatologicznym. Nieprzygotowany czytelnik Biblii łatwo gubi się wśród bogatej symboliki tych fragmentów i z trudem odkrywa właściwy ich sens. Dlatego niezbędna jest refleksja ułatwiająca zrozumienie biblijnych zapowiedzi końca otaczającej nas rzeczywistości. Punktem wyjścia refleksji nad znakami czasów ostatecznych może być mało znana wypowiedź św. Piotra, z której wynika, iż znakiem zbliżającego się sądu jest detronizacja Jezusa Chrystusa.

 

Pismo Święte w wielu obrazach pobudza ludzką wyobraźnię do refleksji nad oznakami zbliżającego się końca świata. Wielu ludzi ulega urokowi katastroficznych wizji i nie dostrzega właściwego sensu tekstów o charakterze eschatologicznym. Nieprzygotowany czytelnik Biblii łatwo gubi się wśród bogatej symboliki tych fragmentów i z trudem odkrywa właściwy ich sens. Dlatego niezbędna jest refleksja ułatwiająca zrozumienie biblijnych zapowiedzi końca otaczającej nas rzeczywistości. Uważam, że punktem wyjścia refleksji nad znakami czasów ostatecznych może być mało znana wypowiedź św. Piotra, z której wynika, iż znakiem zbliżającego się sądu jest detronizacja Jezusa Chrystusa.

 

Książę Apostołów naucza: Znaleźli się jednak fałszywi prorocy wśród ludu tak samo, jak wśród was będą fałszywi nauczyciele, którzy wprowadzą wśród was zgubne herezje. Wyprą się oni Władcy, który ich nabył, a sprowadzą na siebie rychłą zgubę. A wielu pójdzie za ich rozpustą, przez nich zaś droga prawdy będzie obrzucona bluźnierstwami (2 P 2,1-2).

 

W identycznym tonie wypowiada się także św. Juda: Wkradli się bowiem pomiędzy was jacyś ludzie, którzy dawno już są zapisani na to potępienie, bezbożni, którzy łaskę Boga naszego zamieniają na rozpustę, a nawet wypierają się jedynego Władcy i Pana naszego Jezusa Chrystusa (Jud 4). Dla św. Judy jest to jeden z symptomów czasów ostatecznych, o czym przekonujemy się dzięki następującej wypowiedzi: Wy zaś, umiłowani, przypomnijcie sobie te słowa, które były zapowiedziane przez Apostołów Pana naszego Jezusa Chrystusa, 18 gdy mówili do was, że w ostatnich czasach pojawią się szydercy którzy będą postępowali według własnych pożądliwości. 19 Oni to powodują podziały, a sami są cieleśni i Ducha nie mają (Jud 17-19).

 

W stwierdzeniu o Apostołach Pana, którzy zapowiadali pojawienie się owych szyderców, być może św. Juda ma na myśli św. Piotra, którego słowa zdają się znajdować smutne wypełnienie. Oto bowiem już pojawili się bezbożnicy wypierający się jedynego Władcy i Pana, którym dla prawdziwych chrześcijan jest Jezus Chrystus. Za odrzuceniem władzy Pana Jezusa postępuje upadek moralny oraz podziały wśród chrześcijan.

 

Jak pośród Izraela pojawili się pseudo-prorocy, tak i pośród chrześcijan znajdą się pseudo-nauczyciele. Kontekst tej wypowiedzi oraz zastosowanie czasu przyszłego pozwala sądzić, iż chodzi o czasy ostateczne. Wspomniani pseudo-nauczyciele będą propagatorami herezji, czyli nauki niezgodnej z Ewangelią. Zasadniczym elementem tej herezji mającej się zrodzić w łonie chrześcijaństwa będzie według św. Piotra odrzucenie Władcy i pogarda dla Jego panowania. O tym, że chodzi tu o władzę Pana Jezusa, świadczy dopowiedzenie stwierdzające czynność wykupienia, którego dokonał ów Władca. Stosując to samo greckie słowo św. Paweł dwukrotnie stwierdza, że za wielką cenę zostaliśmy nabyci (1 Kor 6,20; 7,23), gdzie podmiotem wykupującym ludzi jest Chrystus. Prawem wykupu ludzie stają się niewolnikami Chrystusa (1 Kor 7,22). Dla podkreślenia tej prawdy św. Piotr nazwał Jezusa Władcą, a dosłownie: panem niewolników.

 

Odrzucenie Jezusa wyraził św. Piotr poprzez czasownik oznaczający wyrzekanie się, wypieranie się, zaparcie się, nie zgadzanie się, odmówienie, odrzucenie i zaprzeczenie. Odrzucenie to ma swoje źródło w braku szacunku ze strony pseudo-proroków wobec Jezusa jako panującego. Wyraża to słowo o znaczeniu: lekceważyć, wzgardzić, uważać za nic, ignorować, pomijać, szydzić. Nagromadzenie tych synonimicznych określeń powinno jeszcze bardziej uświadamiać nam radykalizm postawy pseudo-proroków.

 

Zastosowane przez św. Piotra i św. Judę określenia występują także w nauczaniu św. Jana: Któż zaś jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna. Każdy, kto nie uznaje Syna, nie ma też i Ojca, kto zaś uznaje Syna, ten ma i Ojca. (1 J 2,22).

 

W dosłownym przekładzie zdanie to powinno brzmieć: Kto jest kłamcą jeśli nie ten, kto wypiera się: „Jezus nie jest Chrystusem”? Ten jest antychryst, wypierający się Ojca i Syna. Wniosek płynie z tego prosty: kto wypiera się mesjańskiej godności Jezusa jest antychrystem. Każdy kto odmawia Jezusowi tytułu Mesjasza, czyli Króla, jest antychrystem.

 

Poniżenie godności Syna Bożego i wprowadzenie w miejsce Jego prawa miłości zasad zgoła innych przywodzi na myśl naukę św. Pawła: Niech was w żaden sposób nikt nie zwodzi, bo dzień ten nie nadejdzie, dopóki nie przyjdzie najpierw odstępstwo i nie objawi się człowiek grzechu, syn zatracenia, który się sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa się Bogiem lub tym, co odbiera cześć, tak że zasiądzie w świątyni Boga dowodząc, że sam jest Bogiem (2 Tes 2,3-4).

 

Dostrzegamy tu niezwykłą zbieżność między wspomnianymi tekstami, co szczególnie ukazuje się przy lekturze w języku oryginalnym. Na przykład „syn zatracenia” w oryginale to „syn zguby”, a zgubę ściągają na siebie według św. Piotra ci, którzy odrzucający Jezusa jako Władcę. „Człowiek grzechu” to dosłownie „człowiek bezprawia”, co wiąże się kolejnym określeniem: Niegodziwiec, dosłownie Nieprawy, a przymiotnik ten występuje także w nauczaniu św. Piotra.

 

Jednakże u św. Pawła najbardziej przeraża stwierdzenie, że ów Niegodziwiec zasiądzie w przybytku Boga. Rzeczownik „świątynia” w Nowym Testamencie odnosi się nie tylko do przybytku w Jerozolimie. Św. Paweł na jednym miejscu stwierdza: Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście (1 Kor 3,16-17). Oraz na innym miejscu dodaje: Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami? Bo my jesteśmy świątynią Boga żywego (2 Kor 6,16). Uważam, że tego bardzo osobistego wymiaru nie powinniśmy pominąć w naszych rozważaniach.

 

Opanowanie świątyni przez siły zła zapowiedział już sam Pan Jezus, gdy w słowach skierowanych do uczniów w bezpośrednim nawiązaniu do proroka Daniela mówił o ohydzie spustoszenia zalegającej tam, gdzie być nie powinna, jak zanotował Marek Ewangelista (Mk 13,14a), czyli miejsce święte, jak precyzuje św. Mateusz (Mt 24,15).

 

Słów o ohydzie spustoszenia brak w Łk. Natomiast św. Łukasz wyraził tę myśl w inny sposób: A Jerozolima będzie deptana przez pogan, aż czasy pogan przeminą. (Łk 21,24b). O ile w tych słowach Pana Jezusa można doszukać się sugestii o zdobyciu i zbezczeszczeniu świątyni przez pogan, to jednak myśl św. Pawła wydaje się mieć charakter bardziej duchowy niż historyczny. Duchowy wymiar opanowania sfery sacrum przez zło dostrzegamy w używanym w Apokalipsie wyrażeniu: synagoga szatana (Ap 2,8-10).

 

Człowiek nieprawości ma zasiąść w przybytku Boga i przekonywać, że jest Bogiem. Czasownik „zasiadać” w wielu miejscach Biblii wskazuje na intronizację, np.: Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie (Ap 3,21).

 

Tu ujawnia się, do czego w rzeczywistości zmierza detronizacja Chrystusa. Ma ona doprowadzić do intronizacji tajemniczej osoby określonej mianem Niegodziwca. Rodzi się tu pytanie: jak to możliwe, by Nieprawy zajął tak ważne miejsce, jakim jest świątynia Boga?

 

Poszukiwanie przyczyny detronizacji Chrystusa pozwala stwierdzić, że będzie ona spowodowana zwiedzeniem dokonanym przez ludzi znajdujących się pod wpływem diabła. Opinia taka wynika przede wszystkim z proroctwa zapisanego przez św. Pawła: Duch zaś otwarcie mówi, że w czasach ostatnich niektórzy odpadną od wiary, skłaniając się ku duchom zwodniczym i ku naukom demonów. Stanie się to przez takich, którzy obłudnie kłamią, mają własne sumienie napiętnowane (1 Tm 4,1-2).

 

O inspirowaniu zakłamania przez osobowe duchy naucza także św. Jan, gdy pisze: Umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie. Po tym poznajecie Ducha Bożego: każdy duch, który uznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga. Każdy zaś duch, który nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga; i to jest duch Antychrysta, który - jak słyszeliście - nadchodzi i już teraz przebywa na świecie (1 J 4,1-3).

 

Zły duch będzie robił wszystko, by utrzymać swoje wpływy, by nie dopuścić do intronizacji Jezusa Króla. Jednak Pan Jezus wypowiada się stanowczo: Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony (J 12,31).

 

Ponieważ wpływy szatana zaczynają się kurczyć, przystępuje on do kontrataku. Dlatego znakiem czasów ostatecznych będzie apostazja spowodowana przez kłamców wysługujących się demonom. O niebezpieczeństwie zwiedzenia mówił już sam Pan Jezus i ostrzegał przed popadnięciem w błąd. Błąd ten polegać będzie na porzuceniu prawdziwego Chrystusa i przyłączeniu się do pseudo-chrystusa. W celu uniknięcia powtórzeń ograniczę się tu tylko do cytatów z Ewangelii wg św. Mateusza: Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i działać będą wielkie znaki i cuda, by w błąd wprowadzić, jeśli to możliwe, także wybranych (Mt 24,24; por. 2 Tes 2,9-12; 1 J 2,18-23; 1 J 4,1-6).

 

Okazuje się zatem, że dla czasów ostatecznych charakterystyczne będzie zaprzeczanie mesjańskiej godności Jezusa i poszukiwanie innego mesjasza. Wiedząc, że mesjasz oznacza króla, musimy stwierdzić, że na czasy ostateczne Biblia przewiduje działania detronizujące Jezusa i intronizację Jego przeciwnika, co w praktyce życia codziennego ujawni się to w postępującej demoralizacji. Odrzucenie królowania Jezusa skutkuje odrzuceniem Jego prawa miłości. Detronizacja Chrystusa zaowocuje demoralizacją chrześcijan. Pan Jezus zapowiedział to w następujących słowach: Wówczas wielu zachwieje się w wierze; będą się wzajemnie wydawać i jedni drugich nienawidzić. a ponieważ wzmoże się nieprawość, oziębnie miłość wielu (Mt 24,10.12). Obraz upadku moralnego szerzej przedstawili także Apostołowie św. Paweł i św. Piotr (2 Tm 3,1-9; 2 P 2,12-22). Poprzez herezję dokonuje się detronizacja doktrynalna, zaś poprzez deprawację następuje detronizacja praktyczna, gdyż obserwujemy tu podeptanie praw Jezusa Króla.


Piotr Pikuła

SPOŁECZNE PANOWANIE CHRYSTUSA KRÓLA W NAUCZANIU KOŚCIOŁA

 

 

Plejada czołowych teologów, myślicieli i publicystów ka­tolickich jest zgodna w opinii, że przesłanie encykliki Quas primas zostało zignorowane nie tylko (co nie dziwi) w świe­cie niekatolickim, ale również przez narody nominalnie katolickie i ich elity. Co więcej, z wyraźnym zakłopota­niem przyjęły ją nawet szerokie kręgi katolickiego ducho­wieństwa, także część hierarchii, dążąca do ułożenia ja­kiegoś modus vivendi ze zlaicyzowanym państwem nowo­czesnym.

 

Idea Społecznego Królestwa Chrystusa przenika naukę Kościoła katolickiego na wszystkich etapach jego ziem­skiego pielgrzymowania od chwili ustanowienia go przez Boskiego Założyciela. W sposób oczywisty i łatwy do potwierdzenia wielokrotnymi przykładami zakorzenia się ona w treści nauczania samego Chrystusa Pana, przekazanej nam w księgach Nowego Testamentu i w całej Tradycji apostolskiej, jak również – na zasadzie antycypacji i prefiguracji – w księgach Starego Testamentu, zwłaszcza prorockich. Zrozumiałe przeto, że przez wieki była ona także oczywistością dla słuchających Słowa Bożego rzesz katolików, a nawet dla wielu chrześcijan, którzy z różnych powodów i w różnych okolicznościach odpadli w toku dziejów od prawdziwego Kościoła…


Zarazem nie powinno budzić sporów stwierdzenie, że dok­trynalną kulminacją nauczania pontyfikalnego w tym zakresie była ogłoszona 11 grudnia 1925 r. encyklika pa­pieża Piusa XI O królewskiej godności Chrystusa Pana, zatytułowana zgodnie ze zwyczajem od dwóch pierwszych słów tekstu, Quas primas, zaś liturgicznym tego zwień­czeniem było jednoczesne ustanowienie święta Chrystu­sa Króla.

 

Wskazane powyżej okoliczności otwierają dwie drogi pre­zentacji zagadnienia. Pierwszą byłoby możliwie pełne i usystematyzowane przedstawienie idei Społecznego Kró­lestwa Chrystusa w doktrynie katolickiej i w całej histo­rii Kościoła, unaoczniające wszystkie etapy jej rozwoju i pogłębionego w różnych aspektach jej rozumienia. Wyma­gałoby to trudnego do oszacowania co do rozmiarów, za­pewne nawet wielotomowego, studium, którego autor musiałby mieć jednocześnie kompetencje przynajmniej teologa, filozofa i historyka Kościoła, a zapewne jeszcze i w wielu bardziej szczegółowych dyscyplinach. Jest to dla nas, niestety, nieosiągalne. Pozostaje nam zatem druga możliwość, którą, nolens volens, obieramy, tj. streszcze­nia głównych punktów encykliki Piusa XI, będącej prze­cież - jak to już zaznaczono - zwięzłą syntezą owej nauki, prócz tego zaś przedstawienia najtrafniejszego w naszym rozeznaniu komentarza filozoficznego do owej encykliki, wreszcie zasygnalizowania raczej niż pełnej dokumenta­cji jej recepcji oraz dalszych losów samej idei w świecie katolickim. Zaznaczyć jeszcze wypada, że wszystkich tych czynności dokonujemy jedynie na gruncie posiadanych kompetencji historyka idei i filozofa polityki.


 

Królewska godność Chrystusa w nauczaniu Piusa XI

 

Znaczące dla omawianego tematu sformułowania poja­wiają się już w preambule Quas primas. Ojciec Święty nawiązuje tam do encykliki inaugurującej jego pontyfi­kat – Ubi arcano Dei z 23 grudnia 1922 r., w której jako najgłębsza przyczyna nawiedzającej świat nawałnicy zła (chodziło, rzecz jasna, o wojnę światową i rewolucję bol­szewicką) wskazane zostało usunięcie Jezusa Chrystusa i Jego prawa z obyczajów, życia prywatnego i rodzinnego, ale także z życia publicznego. Zauważmy, że skoro papież mówi o "usunięciu", znaczy to, że uprzednio prawo Chry­stusowe i On sam musieli być we wskazanych sferach w jakiś sposób obecni, albowiem nie można usunąć czego­kolwiek, co nie znajdowałoby się na danym miejscu.

 

Jedynym lekarstwem na ten nieszczęsny stan rzeczy oraz jedyną nadzieją prawdziwego i trwałego pokoju między ludźmi, klasami i narodami jest powszechne przywróce­nie panowania Chrystusa. W inauguracyjnej encyklice Piusa XI społeczno-polityczny wymiar tego panowania, będący tematem przewodnim Quas primas, został już in nuce wyłożony następującymi słowy: Chrystus Pan kró­luje w końcu w społeczności państwowej, gdy najwyższą cześć oddaje się Bogu a z Boga wyprowadza się pochodze­nie władzy i wszystkie jej prawa, ażeby tym samym nie było nadużycia ze strony rządzących ani braku rozumne­go posłuszeństwa ze strony poddanych i aby Kościół cie­szył się tym stanowiskiem, jakie mu sam Zbawiciel wy­znaczył, to jest był uznany jako organizacja niezależna, jako nauczyciel i przewodnik państw i narodów, nie w tym znaczeniu, jakoby miał władzę państwową zmniejszać -albowiem państwa posiadają w swoim porządku pełność władzy - ale na to, aby je udoskonalić podobnie jak łaska udoskonala naturę ludzką. W ten sposób staną się pań­stwa dla ludzi walną pomocą w osiągnięciu najwyższego celu, którym jest szczęśliwość wieczna, a równocześnie dadzą trwałą podstawę dla pomyślności doczesnej. Jak widać, papież pozostaje tu literalnie na gruncie Tomaszo­wej wykładni relacji między (kościelnym) "sternikiem" a (państwowym) "cieślą" oraz zadań każdej z societatis per­fectas we właściwych im zakresach. W Quas primas ude­rza atoli również spora, mimo wszystko, doza optymizmu sternika nawy Chrystusowej, pomimo wskazania przytła­czających świat powojenny nieszczęść, jako że pośród owej "nawałnicy zła" postrzega on dopiero powstały, czy też sil­niej rozbudzony, ów prąd wśród ludów ku Chrystusowi i Kościołowi Jego, (...) iż wielu z tych, co wzgardziwszy pa­nowaniem Odkupiciela [...], przygotowują się spiesznie i dojrzewają, by wrócić do obowiązków posłuszeństwa.

 

Wykład nauki o królowaniu Chrystusa papież rozpoczyna od objaśnienia sensu i zakresu wielorakości znaczeń tego atrybutu. Na pierwszym (chronologicznie, ze względu na dawność posługiwania się tą atrybucją) miejscu jest tu znaczenie metaforyczne: Chrystus jest Królem w znacze­niu przenośnym ze względu na najwyższy stopień dosto­jeństwa, przewyższający (i oczywiście wyprzedzający) wszystkie stworzenia. Z tego względu Chrystus króluje i królować powinien w ludzkich umysłach (bo jest Prawdą, z której ludzie winni czerpać), w ludzkiej woli (bo jedynie w hipostatycznym zjednoczeniu obu Jego natur nieskazitelna wola ludzka stosuje się zupełnie do woli Bożej) oraz w ludzkich sercach (jako przewyższająca wszystko Miłość, przyciągająca dusze). W innym, i głębszym jednak, zna­czeniu Chrystus jest Królem jako człowiek, o którym je­dynie można powiedzieć, że od Ojca otrzymał władzę i cześć i królestwo (Dn 7,13-14), jako ten, który będąc wspólistot­nym Ojcu, wszystko ma wspólne z Ojcem, a więc także najwyższe i nieograniczone władztwo nad wszystkim stwo­rzeniem [Qp, 8].

 

Powyższy tryb wykładu zostaje następnie uzupełniony przez argumentację historyczno-egzegetyczną w świetle Pisma Świętego. Pius XI daje w tym miejscu zwięzły prze­gląd (jak sam zaznacza: z lekka dotykając [Qp, 10]) odno­szących się do królowania i Królestwa Chrystusa, licznych proroctw Starego Testamentu, w tym prefiguracji przy­szłego prawdziwego Króla nad Syjonem i Króla Izraela w Księdze Liczb (24, 19) i w Psalmach (Ps 44 i 71) oraz w przepowiedniach Izajasza (Iz 9, 6-7), Jeremiasza (Jr 23, 5), Daniela (Dn 2, 44 i 7, 14-15) i Zachariasza (Zch 9, 9). Następnie czyni to samo w odniesieniu do Nowego Testa­mentu, z powołaniem się na Ewangelie według św. Łuka­sza (Łk 1, 32-33), Mateusza (Mt 25, 31-40 oraz 28, 18) i Jana (J 18, 37), a także na Apokalipsę (Ap 19, 16) oraz listy św. Pawła do Hebrajczyków (Hebr 1, 1) i Pierwszy list do Koryntian (1 Kor 15, 25). Występujący tak licznie w księgach Nowego Testamentu tytuł królewski (Kyrios, Basileus) Chrystusa, nabrał kształtu doktrynalnego (o czym Pius XI wspomina nieco wcześniej) wraz ze zdefi­niowaniem przez Sobór Nicejski w 325 r. dogmatu o współ­istotności Syna z Ojcem, kiedy to Sobór włączając do Sym­bolu czyli składu wiary, słowa "którego królestwa nie bę­dzie końca ", stwierdził królewską godność Chrystusa [Qp, 7]. Tę część domyka wspomnienie nieprzerwanej od staro­żytnych ksiąg liturgicznych świadomości królewskości Chrystusa w liturgii kościelnej, przy czym godny podkre­ślenia jest fakt wskazania przez Ojca Świętego, iż w tym nieustannym wysławianiu Chrystusa-Króla, łatwo można zauważyć prześliczną harmonię między naszymi a wschod­nimi obrzędami[Qp, 11]. Tym samym papież wskazuje pod­stawę autentycznego ekumenizmu, którą jest jedynie za­chowanie zgodności pomiędzy lex orandi a lex credendi.

 

Powracając do wykładu doktrynalnego, papież wskazuje dwa fundamenty królewskiej godności Chrystusa. Pierw­szym jest unia hipostatyczna natury boskiej i ludzkiej w Osobie Syna Bożego, z czego wynika, iż Chrystusowi panu­jącemu na mocy tego zjednoczenia nad całym stworzeniem należy się uwielbienie - i jako Bogu, i jako człowiekowi -zarówno od ludzi, jak i od aniołów. Tę implikację panowa­nia Chrystusa z mocy Jego istoty i natury podkreślał już, cytowany w encyklice, św. Cyryl Aleksandryjski. Drugim i poniekąd przewyższającym pierwszy (przynajmniej w za­kresie tego, co może być dla nas piękniejszego lub milszego do pomyślenia), fundamentem tego panowania jest dzieło Odkupienia; Chrystus jest naszym Panem nie tylko z pra­wa natury, lecz także z prawa, które sobie nabył [Qp, 12] kupując nas zapłatą wielką (1 Kor 6, 20), czyli przelaną za nasze zbawienie Swoją Przenajświętszą Krwią.

 

Papież przechodzi następnie do esencjalnego określenia panowania Chrystusa, które obejmuje trojaką władzę, wyczerpującą zresztą istotę panowania: nauczania, usta­nawiania prawa i sądzenia. W tym fragmencie encykliki godne podkreślenia jest połączenie dwóch języków opisu­jących odmiennie naturę władzy: tradycyjnego - wspólne­go terminologii eklezjalnej i klasycznej filozofii polityki, oraz nowoczesnego, znamiennego dla "konstytucjonali­zmu". Z jednej strony bowiem Pius XI mówi nie o trzech władzach oddzielnie, tylko o władzy trojakiej, akcentując w ten sposób substancjalną jedność władzy, bez - ontolo­gicznie niemożliwej - separacji owych władz. Jak każda prawdziwa władza, również i ta - najwyższa - władza Syna Bożego nad stworzeniem jest realnie jedna; tylko myśl ­nie, dla uwydatnienia ich funkcjonalnego odniesienia, można je "oddzielić". Z drugiej strony papież wykorzystu­je - zapewne dla celów dydaktycznych, aby lepiej dotrzeć ze swoim przesłaniem do umysłów poddanych obróbce nowożytnego języka konstytucjonalistycznego - pojęcie władzy wykonawczej, którą, jak powiada, Chrystusowi ponadto należy przyznać [...] ponieważ wszyscy powinni słuchać Jego rozkazów, i to pod groźbą kar, jakich uparci nie mogą ujść' [Qp, 13]. Poprzez takie instrumentarium terminologiczne czytelnik encykliki musi skojarzyć sobie ową egzekutywę Syna Bożego z wymienianymi wcześniej (obok władzy nauczania) legislatywą i judykaturą. Moż­na się zastanawiać czy ów "nowoczesny" implant był za­biegiem doktrynalnie szczęśliwym; pragmatycznie jednak stanowił, być może najskuteczniejszy sposób uzmysłowie­nia Chrystusowej plenitudo potestatis ludziom, nawykłym do wyobrażania sobie władzy a totali jedynie za pomocą Monteskiuszowego schematu trójpodziału władzy.

 

Kolejny temat rozwijany przez Ojca Świętego dotyczy natury i właściwości Królestwa Chrystusowego. Zasadni­czo jest ono duchowe i do duchowych rzeczy się odnosi [Qp, 13]. Znaczy to, że chcący weń wejść, przygotowują się poprzez pokutę, nie mogą zaś inaczej wejść, jak przez wiarę i chrzest [...]: to królestwo przeciwstawia się jedy­nie królestwu szatana i mocom ciemności, a od swych zwolenników wymaga nie tylko, aby oderwali się od bo­gactw i rzeczy ziemskich i wyżej cenili nad nie skromność obyczajów i łaknęli i pragnęli sprawiedliwości[Qp, 14].

 

Całkowicie mylne byłoby atoli twierdzenie, że Królestwo Chrystusa odnosi się wyłącznie do rzeczy duchowych i ma sens jedynie eschatologiczny. Pogląd taki jest jednym z najgrubszych błędów - dodajmy, że rozpowszechnionych zwłaszcza obecnie. Prymat sensu duchowego tego Króle­stwa - wyjaśnia Pius XI - należy rozumieć w tym znacze­niu, że nie było nigdy zamiarem Pana Naszego zastępo­wać władców ziemskich i stać się jednym - choćby i najpo­tężniejszym - z nich, albowiem królestwo Jego nie jest z tego świata. Nadprzyrodzonemu znaczeniu Królestwa Chrystusa przeciwstawia się jedynie błędny sposób poj­mowania mesjańskiej misji Syna Bożego, właściwy przede wszystkim spolityzowanemu mesjanizmowi żydowskie­mu, przepojonemu pragnieniem czysto doczesnej potęgi i chwały Izraela - i ewentualnie tym innym mesjanizmom, które wzorując się na mesjanizmie żydowskim, dokonują analogicznej terrestrializacji królestwa Bożego. Właśnie aby zaznaczyć tę fundamentalną różnicę, Chrystus Pan zbijał ich [żydów, a nawet samych apostołów] czcze mniemania i odbierał im nadzieję na to, iż Mesjasz wy­walczy ludowi i przywróci Królestwo Izraelskie [Qp, 13].

 

Chociaż zatem Królestwo Chrystusa nie jest z tego świa­ta, On sam jest władcą całego stworzenia, który jedynie dopóki żył na ziemi, wstrzymywał się zupełnie od wyko­nywania tejże władzy i jak niegdyś wzgardził troszcze­niem się i posiadaniem rzeczy ludzkich, tak wówczas po­zwolił i pozwala dziś na nie tym, którzy je posiadają [Qp, 14]. Chrystus - i to nie tylko jako Druga Osoba Trójcy Świętej, lecz również Chrystus człowiek - otrzymał od Ojca nieograniczone prawo do całego ziemskiego stworzenia, władzę nad wszystkimi sprawami doczesnymi. Cytowane wyżej wyjaśnienie papieża zdaje się wskazywać, że fakt, iż tego prawa Chrystus Król nie wykonywał bezpośrednio ani podczas swojej ziemskiej misji, ani nadal nie wykonu­je go od czasu Wniebowstąpienia, jest Jego - można rzec -suwerenną decyzją. Mógłby tak uczynić, gdyby chciał, i uczynić wszystkich władców ziemskich swoim "podnóż­kiem", ponieważ ma do tego prawo, które nie może być przez nikogo kwestionowane; lecz Jego wolą było z niego nie korzystać. Możemy się jedynie domyślać (a utwierdza nas w tym nauka Kościoła), że taki sposób postępowania wynika z opatrznościowego planu Stwórcy wobec człowie­ka, który w pełni wolności swojej woli winien w tym pla­nie uczestniczyć i świadomie poddać się panowaniu Chry­stusa jako swojego Przewodnika w drodze ku Ojcu. Jed­nak ta okoliczność, iż jedni ludzie (i jedni rządzący) pano­waniu temu poddają się chętnie, inni opieszale, jeszcze inni zaś w ogóle tego uczynić nie chcą lub wręcz pragną temu panowaniu zaprzeczyć, nie zmienia niczego w czy­jejkolwiek pozycji względem nieograniczoności władzy Króla Królów i Władcy Władców. Człowiek, jak inne byty rozumne - anioły, może być poddany władzy boskiej do­browolnie lub nie, ale niczyja wola nie jest władna stanąć w poprzek woli Bożej. W tym kontekście Pius XI przyta­cza znamienne rozgraniczenie swojego poprzednika, Le­ona XIII, z encykliki Annum Sacrum, tyczące trybu pano­wania Odkupiciela nad ludźmi w zależności od ich statu­su: już to katolików, już to chrześcijan w ogólności, już to wszystkich niechrześcijan. Mianowicie: Panowanie Jego obejmuje nie tylko ludy katolickie i nie tych samych tyl­ko, którzy chrztem świętym obmyci prawnie do Kościoła należą, choć błędnymi mniemaniami sprowadzeni na bez­droża, lub niezgodą odłączeni od miłości, ale ogarnia też wszystkich, którym braknie wiary chrześcijańskiej, tak, że prawdziwie wszystek rodzaj ludzki zostanie pod władzą Jezusa Chrystusa. Nie należy zatem mylić jurydycznej i dyscyplinarnej władzy Kościoła nad formalnie należący­mi do niego katolikami (i wszystkimi ochrzczonymi, jako że tylko Kościół jest uprawnionym szafarzem sakramen­tów) od powszechnego panowania Chrystusa nad wszyst­kimi ludźmi, w tym niewiernymi, legitymizowanego - jak już wiemy - zarówno naturą bosko-ludzką Chrystusa, jak i Jego nabyciem tego prawa poprzez dzieło Odkupienia.

 

Powyższy wywód stanowi niejako introdukcję papieską do tezy głównej, stanowiącej kwintesencję wykładu o spo­łecznym panowaniu Chrystusa Króla, rozciągającym się nie tylko na jednostki i wspólnoty nuklearne (rodziny), lecz również na wspólnoty wyższego rzędu, na czele ze wspólnotą polityczną - państwem (civitas, respublica). Jak podkreśla z naciskiem papież, nie ma tu żadnej różnicy między jednostkami, rodzinami czy państwami, ponieważ ludzie złączeni w społeczeństwie niemniej podlegają wła­dzy Chrystusa, jak jednostki [Qp, 15]. Powołując się w tym miejscu na Dzieje Apostolskie (Dz Ap 4, 12) oraz na św. Augustyna (List do Macedończyków, rozdz. 3), wyja­śnia, że to "On [Chrystus] jest źródłem zbawienia dla po­jedynczych ludzi, jak i dla ogółu; (...) On sam jest sprawcą pomyślności i prawdziwej szczęśliwości tak dla pojedyn­czych obywateli, jak dla państwa [Qp, 15].

 

Uznanie podległości wspólnot politycznych władzy Chry­stusa nie jest jednakowoż tylko prostą konstatacją, jako konieczny wynik poprzedzającego ją rozumowania. Wika­riusz Chrystusa nie opisuje tutaj jakiegoś prawa natury tak nieodpartego, jak na przykład prawo grawitacji, albo­wiem - jak już wiemy - źle zreflektowana, lecz zawsze wolna, wola ludzka może (jest w stanie możności) temu panowaniu się przeciwstawić lub je ignorować. Dlatego, Społeczne Królestwo jest w encyklice prezentowane nie jako coś danego, lecz zadanego, jako powinność nałożona na piastunów władzy doczesnej wraz z ich poddanymi. Są oni wprost wezwani do publicznego okazywania swojego poddaństwa Królowi Królów - pod rygorem utraty niezbęd­nego do sprawowania władzy autorytetu oraz ryzyka umniejszenia dobra powierzonych ich pieczy ojczyzn: Nie­chże więc rządcy państw nie wzbraniają się sami i wraz ze swoim narodem oddać królestwu Chrystusowemu pu­blicznych oznak czci i posłuszeństwa, jeżeli pragną zacho­wać nienaruszoną swą powagę i przyczynić się do pomno­żenia pomyślności swej ojczyzny [Qp, 15]. W związku z tym Pius XI przywołuje też argument ze swojej po­przedniej encykliki (Ubi arcano Dei) o groźbie zbu­rzenia fundamentów władzy przez zastąpienie za­sady pochodzenia władzy od Boga demokratyczną antyzasadą jej pochodzenia od ludzi; wskazuje tym samym niedwuznacznie na ścisłą koherencję mię­dzy ustrojową teorią i praktyką demokracji a reli­gijnym i politycznym ateizmem.

 

Papieska troska o oparcie władzy publicznej na zdrowej i mocnej - a zatem transcendentnej, bo wszelka inna jest z natury krucha - opoce wyraża się dalej w ukazywaniu wielorakich dobrodziejstw płynących dla ludzi wszelkie­go stanu z publicznego uznania królewskiej władzy Chry­stusa. Byłoby to przeniknięcie całego społeczeństwa spra­wiedliwą wolnością, ładem, zgodą i pokojem. Uderza jed­nak, że w sposób szczególny i odrębnie papież uwydatnia korzyści płynące z tego dla samych rządzących i utwier­dzenia ich władzy. Na pierwszy miejscu postawiony zo­stał tu -jakże zapomniany już w czasach pontyfikatu Piu­sa XI i jakby wstydliwie ukrywany nawet w istniejących jeszcze monarchiach - argument jaskrawo kontrastujący z powszechnie dominującym typem racjonalności politycz­nej, odwołującej się już wyłącznie do (w znanej typologii Maxa Webera) legitymizacji legalistycznej, jedynie zrozu­miałej w odczarowanym (Entzaberung) świecie. Papież albowiem nie waha się odwołać do legitymizacji (też w sensie Weberowskim) tradycyjnej, tj. do nadprzyrodzone­go nimbu otaczającego konsekrowaną (i w ten sposób partycypującą w królewskości Chrystusa) osobę panującego, co wpływa też zbawiennie na poddanych: Albowiem jak królewska godność Pana Naszego ludzką powagę książąt i władców przyobleka pewnym urokiem religijnym, tak też uszlachetnia obowiązki i posłuszeństwo obywateli [Qp, 16]. Nie chodzi tu jednak tylko o pewien urok, który sam w sobie mógłby być - w złej wierze - rozumiany nie meta ­fizycznie, lecz psychologicznie i subiektywnie (nawet jako rodzaj szlachetnego kłamstwa czy pożytecznej ułudy, uła­twiającej rządzenie), lecz o wyraźny powrót do najwznio­ślejszej idei teologiczno-politycznej Christianitas, to zna­czy Boskiego Wikariatu władcy doczesnego w jego ziem­skim królestwie, będącego zarazem warunkiem dobrego (i uświęconego) rządzenia, zapewniającego realizację bo­num commune: Jeżeli panujący i prawowici przełożeni będą przekonani, że wykonują władzę nie tyle na mocy prawa własnego, ile z rozkazu i w zastępstwie Boskiego Króla, to niezawodnie święcie i mądrze używać będą swej władzy i będą mieć na względzie dobro publiczne i god­ność ludzką poddanych, skoro wydawać będą prawa i do­magać się ich wypełnienia [Qp, 16]. Równie zbawiennym, co pokój i ład społeczny, skutkiem tej sytuacji będzie w ocenie papieża wyrobienie w obywatelach zdolności do rozróżniania pomiędzy słabością i ułomnością konkretnych panujących i innych rządzących, jako ludzi podobnych innym, a ich swoistym, nie-immanentnym statusem ziem­skiego imago Dei, imago Christi - skoro w nich [obywatel] będzie widział obraz i powagę Chrystusa Boga i człowie­ka [Qp, 17]. W swoim wykładzie teologii politycznej pa­pież śmiało przypomina tedy nie tylko o Wikariacie wład­cy, ale również o jego obowiązku bycia naśladowcą Chry­stusa (Christomimetes) oraz pośrednio nawiązuje do śre­dniowiecznej teorii dwóch aa/władcy (King's Two Body): jednego, śmiertelnego, jak u wszystkich ludzi; drugiego duchowego i niezniszczalnego.

 

Zostało już wykazane, że teologia polityczna Piusa XI wyklucza dwa alternatywne do boskiego pochodzenia wła­dzy – i oba sekularystyczne - podejścia: demokratyczny koncept pochodzenia władzy od ludzi (vel "ludu") i stato­latryczny koncept jej pochodzenia z prawa własnego wład­cy (vel "państwa"). Trzeba zatem postawić kropkę nad i i powiedzieć, że wyłożona w nauczaniu magiste­rialnym tego papieża koncepcja Społecznego Kró­lestwa Chrystusa, jeśli nawet nie teoretycznie, to in concreto i w pełni, politycznie może być wyarty­kułowana tylko w monarchicznej formae regiminis. Tylko w monarchii bowiem pierwiastek nadprzyrodzony, dzięki konsekracji osoby władcy, jest stanem metafizycz­nym, a nie jedynie socjologicznym faktem (osobistej) cha­ryzmy. Tylko monarcha może działać jako porucznik Boga, ponieważ otrzymał swoją władzę też od ojca, a nie (jak republikański prezydent) od ludu lub (jak dyktator) zni­kąd. Tylko w osobie monarchy wreszcie może zaistnieć -oczywiście tylko na zasadzie metafizycznej analogii, a nie bytowej identyczności z Chrystusem - hipostatyczne zjed­noczenie dwóch, natur: ułomnego, niewolnego od wad, czło­wieka i obrazu Chrystusa. Taką konkluzję usprawiedli­wia także częstsze posługiwanie się przez Piusa XI no­menklaturą monarchiczną (zawsze i wyłącznie obecną w języku eklezjalnym aż do nauczania bł. Piusa IX, lecz nieomal zarzuconą przez Leona XIII, który mówiąc o boskim pochodzeniu zazwyczaj używa neutralnej względem for­my ustroju, formy władza lub rządzący): władcy, książęta albo panujący, aniżeli ustrojowo neutralną. W jednym wypadku pojawia się wyraźne rozróżnienie: władcy i inni rządcy państw [Qp, 16], co sugeruje niedwuznacznie ty­powość formy monarchicznej i uboczność lub fakultatyw­ność formy republikańskiej. Co więcej, już tylko termin królestwo (a nie, jak w innym miejscu: państwa i króle­stwa) pojawia się jako polityczny kontekst (przywołujący na myśl Dantego ideał Monarchia universalis) rozszerza­nia się królestwa Chrystusowego na cały rodzaj ludzki: Co się zaś tyczy dobrodziejstw zgody i pokoju, jest to pewną rzeczą, że im szerszym jest królestwo i obejmuje cały ród ludzki [podkr. moje - JB], tym więcej ludzie stają się świa­domi tej łączności, która ich wzajem jednoczy [Qp, 17]. Można zatem w uzasadniony sposób mówić przynajmniej o wyraźnej opcji preferencyjnej dla monarchii w świetle ideału Społecznego Panowania Chrystusa Króla.

 

Ważne konsekwencje polityczne niesie za sobą także ostat­nia część encykliki, w której papież wyłuszcza powody ustanowienia osobnego święta Chrystusa Króla w kalen­darzu liturgicznym. Postrzega bowiem w tym dziele śro­dek zaradczy na laicyzm, kładąc nacisk właśnie na wielo­stopniową sekularyzację sfery publicznej: od zaprzecze­nia panowania Chrystusa nad wszystkimi narodami i odmówienia Kościołowi otrzymanej od Chrystusa władzy nauczania ludzi, ustanawiania praw, rządzenia naroda­mi [Qp, 20], poprzez niegodziwe zrównywanie religii ka­tolickiej z innymi religiami, dalej poprzez poddawanie jej władzy świeckiej, aż po próbę zastąpienia jej deistyczną religią naturalną lub w ogóle ateizm państwowy. Pius XI wyraża nadzieję, że obchodzone odtąd corocznie, uroczy­ście i publicznie święto Chrystusa Króla rychło sprowadzi z powrotem społeczeństwo do Najukochańszego Zbawcy [Qp, 21]. Będzie ono wreszcie napomnieniem tak dla jed­nostek, jak dla władz i rządzących, o obowiązku publicz­nego oddawania czci i słuchania Chrystusa; przywiedzie im bowiem na myśl ów sąd ostateczny, na którym Chry­stus, nie tylko usunięty z życia publicznego, lecz także przez wzgardę zlekceważony i zapoznany, bardzo surowo pomści tak wielkie zniewagi, ponieważ godność Jego kró­lewska tego się domaga, aby wszystkie państwa tak w wydawaniu praw i w wymierzaniu sprawiedliwości, jak też w wychowaniu młodzieży w zdrowej nauce i czystości obyczajów zastosowały się do przykazań Bożych i zasad chrześcijańskich [Qp, 26]. Święto to ma zatem, jak widać, pełnić również rolę społeczno-politycznej parenetyki, nie­jako zegara monarchów. Z tego powodu szczególnie zna­czące - także z uwagi na późniejsze losy tego święta, o czym dalej - jest podane przez papieża uzasadnienie wy­znaczenia terminu uroczystości na ostatnią niedzielę paź­dziernika, tj. poprzedzającą uroczystość Wszystkich Świę­tych: A do obchodzenia tego święta wydała się najodpo­wiedniejsza spośród innych ostatnia niedziela paździer­nika, która prawie [podkr. moje - JB] zamyka okres roku kościelnego: w ten sposób rozpamiętywanie w ciągu roku tajemnic życia Jezusa Chrystusa zakończy się niejako i pomnoży świętem Chrystusa Króla i zanim [podkr. moje -J. B] obchodzić będziemy chwałę Wszystkich Świętych, wysławiać i głosić będziemy chwałę Tego, który tryumfu­je we wszystkich Świętych i wybranych [Qp, 25]. Nie na­leży odsuwać obchodzenia tego święta całkowicie w sferę eschatologiczną, w którą rok liturgiczny przenosi po uro­czystości Wszystkich Świętych, lecz zakorzenić ją także mocno na ziemi, w sferze społecznej właśnie. Chodzi prze­cież o to, aby Jezusa Króla wyprowadzić z zacisza świę­tych przybytków, jak gdyby z ukrycia i wiodąc Go w try­umfalnym pochodzie po ulicach miast (...) przywrócić [Mu] wszystkie prawa królewskie [Qp, 23].


 

Komentarz filozoficzny

 

Spośród komentarzy, którymi opatrywano Quas primas, szczególnie wart prezentacji zdaje nam się wywód północ­noamerykańskiego (lecz związanego z karlistowskim nur­tem tradycjonalizmu hiszpańskiego) filozofa tomisty -Fredericka D. Wilhelmsena (1923-1996), z tego między innymi powodu, że z wielką subtelnością i głębią inter­pretacji potwierdza on nasze własne, daleko mniej dosko­nale wyrażone w powyższym streszczeniu intuicje. Komen­tarz ów, w swojej oryginalnej, hiszpańskiej wersji (pt. Fi-losofia politica y teologia politica: a propósito de la Quas Primas) został niedawno opublikowany jako czwarty i ostatni rozdział pośmiertnego pierwodruku książki, za­wierającej nadto zapis trzech konferencji wygłoszonych przez autora w 1992 r. na Uniwersytecie Papieskim Co-millas w Madrycie .

 

Nie zatrzymując się nad (skądinąd ważnym i ciekawym) wskazaniem przez autora kontekstu powstania encykli­ki, tj. upadku ostatniej katolickiej monarchii (Austro-Węgier), apogeum prześladowań religijnych w Meksyku i początków faszyzmu, przejdziemy od razu do głównego wątku rozważań filozofa chrześcijańskiego, inspirowanych encykliką Quas primas. To, co uderza go najbardziej w związku z faktem proklamowania Chrystusa Królem, to spostrzeżenie, że aczkolwiek w Starym Testamencie ist­nieje wiele odniesień do Boga Ojca jako do Króla, w du­chowości katolickiej nigdy nie rozwinęło się specyficzne nabożeństwo tego rodzaju. We wszystkich formach modli­twy mamy skłonność zwracania się do Niego, jako do "Ojca", lecz chociaż Ojciec jest rzeczywiście Królem w głęb­szym sensie, historycznie rzecz ujmując ani pobożność ludowa, ani kościelna, nigdy nie koncentrowały się na Jego Królewskość. Jako Króla czcimy Syna Bożego, natomiast Bóg Ojciec nie ma w kulcie katolickim swojego święta! Jest to rzecz dla filozofa chrześcijańskiego intrygująca, toteż domaga się znalezienia wyjaśnienia.

 

W egzegezie Wilhelmsena jest ono następujące. Bóg Oj­ciec jest prazasadą ( ) albo, inaczej mówiąc, początkiem (principio), podstawą Trójcy Świętej, dlatego absolutnie nic nie otrzymuje (adquiere) ani nie dziedziczy (hereda). Mistrz Wilhelmsena - św. Tomasz z Akwinu - podkreślał zawsze, że żaden ojciec nie może być swoim własnym sy­nem. W relacjach konstytuujących Trójcę Świętą Bóg Oj­ciec jest wyłącznie (solamente) Ojcem, a Syn Boży wyłącz­nie Synem. Natomiast w relacjach panujących w rodzi­nach ludzkich ojcostwo jest tylko jedną z ról przynależ­nych ojcom, jako ojcom swoich synów. Lecz przecież ludzcy ojcowie sami są synami swoich ojców. Dlatego w ich wypadku relacja ojcostwa jest związkiem przypadkowym (un relación accidental); w wypadku Boga Ojca jest ona wszystkim, czym On jest (es todo lo que es). Tak samo Syn Boży jest w tej relacji niczym więcej (nada mas), niż Synem Swego Boskiego Ojca. Wszakże: Ten, który poznał Mnie, poznał i Ojca Mojego (J 8, 19). W Drugiej Osobie Trójcy Świętej nie ma nic, czego by nie było w Pierwszej, i w Pierwszej nie ma nic, czego by nie było w Drugiej. Wsze­lako, Ojciec nie jest Synem, a Syn nie jest Ojcem.

 

Tak jak każdy syn dziedziczy po swoim ojcu, również Syn Boży dziedziczy po Bogu Ojcu. W tym fakcie od­krywamy pierwszą z cech, która pozwala nam pro­klamować Chrystusa Królem. Konfrontując ów fakt z materią polityki, Wilhelmsen zauważa, że władza politycz­na jest zawsze nabyta albo delegowana. Nie wgłębiając się w szczegóły typów wspólnot politycznych, możemy wszakże odkryć, że istnieją trzy sposoby uzyskania panowania:

 

a) Władzę się dziedziczy (elpoder se hereda), kiedy syn króla dziedziczy po swoim ojcu. Hiszpańska filozofia poli­tyczna nazywa to legitymizmem pochodzenia" (legitimi-dad de origen): jestem królem, ponieważ mój ojciec był królem i ja to po nim odziedziczyłem. Owa zasada dzie­dziczenia jest zawsze usprawiedliwiona wieloma wzglę­dami jurydycznymi. Jestem na przykład pierwszym w li­nii primogenitury; atoli mógłbym być uznany za niezdol­nego do sprawowania władzy z powodu choroby, szaleń­stwa lub zdeprawowania moralnego. To, komu wówczas przypadnie korona, nie jest spowite niejasnością ani wy­stawione na przypadek, lecz zostało ustalone w prawach i skonkretyzowanych warunkach. Korona może przejść na mojego młodszego brata, możliwe też, że królewska linia sukcesyjna przypadnie kobiecie. Reguły sukcesji są nie­raz bardzo skomplikowane w systemach prawnych róż­nych narodów. W każdym razie zawsze zasadą naczelną jest dziedziczenie panowania.

 

Rozumiemy teraz, dlaczego modlitwy kierowane do Boga Ojca tak rzadko rozpamiętują Go jako Króla: Bóg Ojciec jako źródło (fuente) Trójcy Świętej nie dziedziczy niczego, tymczasem my, po ludzku, Królewskość łączymy z dzie­dziczeniem. Syn Boży natomiast dziedziczy po Swoim Ojcu - acz nie w sensie podporządkowania. Przeto Wieczne Sło­wo (Verbum) Ojca (Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo - J 1,1) jest już Królem, który dziedziczy jako Bóg (en cuanto Dios). A ponieważ to Wiecz­ne Słowo jest wcielonym Chrystusem, Jezusem z Nazare­tu, jest On Królem także jako człowiek. "Każde działanie Naszego Pana jako człowieka odsyła do hipostatycznego zjednoczenia: Króla jako Boga i Króla jako Człowieka (Rey en cuanto Dios, El es Rey en cuanto Hombre). Dziedziczy On od Ojca całość stworzenia. Królestwo Chrystusa, jak podkreślił Pius XI w Quas primas, należy do Niego tak samo jako dla Boga, jak i jako dla Człowieka" .

 

b) Jednakowoż w rzeczywistości ludzkiej panowanie nie zawsze jest dziedziczone po poprzednim królu, po ojcu. W materii ziemskiej istnieje jeszcze jeden tytuł do panowa­nia. Władza może być zdobyta przemocą (violencia): nowy król zastępuje poprzedniego, detronizując go (destronando-le). W takim wypadku nastaje również nowy porządek polityczny, zastępujący poprzedni. Jeśli prześledzimy sys­temy polityczne wszystkich państw, to w ich historii za­wsze napotkamy co najmniej jednokrotne zastąpienie jed­nego systemu przez drugi przemocą. Co więcej, wygląda na to, że tytuł do panowania zdobyty przemocą przewyż­sza tytuł odziedziczony: założyciel dynastii, biorąc wła­dzę w posiadanie mieczem, zdobywa dla swoich synów i wnuków prawo dziedziczenia zawarte w jego zbrojnym zwycięstwie. Wilhelmsen ironizuje z sentymentalistów, nauczających dzisiaj na uniwersytetach, którzy wzdrygają się na myśl o takich rozwiązaniach i częstokroć próbują je zaciemnić lub w ogóle zanegować. Lecz one były i są fak­tem. Przemoc jest źródłem każdego porządku polityczne­go, jaki możemy zidentyfikować w historii ludzkości.

 

Autor tych rozważań idzie jeszcze krok dalej, bulwersując zapewne sentymentalistów rozplenionych dziś także w teologii czy po prostu w duszpasterstwie. Przypomina al­bowiem, że Pan Nasz Jezus Chrystus także jest Kró­lem uprawnionym do stosowania siły (Rey con el de-recho de la fuerza). Pobił On siły ciemności i obalił Szata­na. Zdobył dla nas zbawienie przez Krzyż. Ów Święty Krzyż, na którym wisiał i który pokonał przez Swoje Zmar­twychwstanie, jest również znakiem zwycięstwa i poko­nania świata diabelskiego. Tak samo jak królowie ludz­cy mogą zostać królami poprzez podbój, Chrystus został Królem podbijając świat. Jeślibyśmy poszu­kiwali paradygmatu króla wojownika (el rey guer-rero), to jego kwintesencję znaleźlibyśmy w Naszym Panu, w jego zwycięstwie nad śmiercią Krzyża [podkr. moje - J. B. ]. Wilhelmsen przypomina w tym miej­scu znany aforyzm G. K. Chestertona o formie krzyża jako formie miecza. I dodaje, że król wojownik jest figurą wy­stępującą w literaturze i sztuce Zachodu od epoki germań­skich najazdów na rozkładający się Rzym pomiędzy IV a V w. Do wyobrażenia Chrystusa jako Króla Wojownika mógł odwołać się ów frankijski wódz (i król swojego wła­snego ludu) Chlodwig, który - usłyszawszy po raz pierw­szy historię Naszego Pana i Jego Ukrzyżowania -wy­krzyknął: Ach, gdybym ja tam był wraz z moimi Franka­mi! Oto jak król zwraca się do Króla - komentuje z wyraź­nym uznaniem Wilhelmsen. O wojowniczym i zdobywczym wymiarze ekspansji Wiary w świecie świadczy także mili­tarna struktura niektórych zakonów, choćby jezuitów, zwłaszcza u ich początku wraz ze św. Ignacym Loyolą. Chodzi tu jednak oczywiście zawsze o podbijanie świata nie dla siebie, lecz dla Chrystusa, dla Jego łaski i dla zba­wienia, które tylko On daje.

 

c) Wilhelmsen zauważa nadto, że we wczesnym średnio­wieczu przenikały się ze sobą dwie koncepcje królewsko­ści (realeza): germański wizerunek króla podczas bitwy (rey en la batalia) ze starszym, biblijnym wyobrażeniem króla jako mędrca (hombre sabió). Archetypowym przy­kładem jest tu oczywiście król Salomon, wymierzający sprawiedliwość swojemu ludowi. Dochodzimy w ten spo­sób do trzeciego tytułu panowania: Człowiek może być wybrany na króla (ser elegido rey) nie z racji dziedzicze­nia ani z racji podboju, lecz dlatego, że został rozpoznany w swojej mądrości (sabiduria) [podkr. moje - J.B.]" . Ten (elekcyjny) tryb ustanowienia władcy wypływa ze spon­tanicznego uznania, że ów człowiek – wywodzący się z ludu – godzien jest być królem, ponieważ jest najmądrzejszy i najbardziej sprawiedliwy . Zostaje on powołany (Hamado) nie tyle do stanowienia praw, lecz aby mądrze interpreto­wać te prawa, które już istnieją w danej wspólnocie.

 

W tym aspekcie jednakże istnieje zasadnicza różnica, z metafizycznego punktu widzenia, pomiędzy królewskością Chrystusa a jakiegokolwiek króla ziemskiego. W odróż­nieniu od zwykłego człowieka mądrego, wyniesionego do władzy, w Naszym Panu nie istnieje żadna prawda ani mądrość, która byłaby uzyskana w drodze studiów czy ćwiczenia się w cnotach. To On sam jest Drogą, Prawdą i Życiem (J 14, 6) w swojej istocie (esencia), jako inkarna-cja całej Prawdy i całej Mądrości. Lecz stwierdzenie to musi być subtelnie doprecyzowane. Jako Bóg Chrystus jest Mądrością Ojca; jako Człowiek zna On całą Prawdę i Mą­drość, którą - znów jako Bóg - JEST ON SAM, jak mówi św. Paweł w Liście do Kolosan (Kol 1, 12-18).

 

Jak zatem widzimy, w historii ludzkości odkryte zostały trzy tytuły do panowania: dziedziczenie, siła i mądrość. Wydaje się - mówi Wilhelmsen - że nie istnieje czwarty sposób zostania królem. Przypuszczenie to znajduje po­twierdzenie w analizie historycznej i filozoficznej. Na przy­kład jurysprudencja hiszpańska, sięgająca epoki Króle­stwa Toledańskiego Wizygotów oraz pism św. Izydora z Sewilli, rozróżniała dwa zasadnicze (oraz wzajemnie się uzupełniające) typy legitymizacji politycznej: wspomnia­ny już legitymizm pochodzenia oraz legitymizm pełnienia (legitimidad de ejercicio), to znaczy: skąd pochodzi wła­dza i jak jest ona wykonywana.

 

Sednem powyższego wywodu jest stwierdzenie, że wszyst­kie te trzy tytuły królewskości i oba rodzaje prawowitości zostały potwierdzone w najbardziej wysublimowanej i wspaniałej formie w panowaniu Chrystusa Króla. Pocho­dzenie (origen) Królestwa Naszego Pana istnieje w Nim samym, otrzymane od Jego Ojca, zaś w sensie ludzkim Jego genealogia sięga Domu Dawidowego. Wykonywanie (ejercicio) Jego władzy jest tożsame z Jego Mądrością. A zatem Chrystus jest Królem Królów (Rey de Reyes) i Pa­nem Stworzenia (Senor de la Creación). Swój tytuł odzie­dziczył od Ojca; zdobył go na Krzyżu poprzez zwycięstwo nad Szatanem; został rozpoznany w Swojej królewskości ze względu na nieskończoną Mądrość i Dobroć (Bondad).

 

W swoich rozważaniach Wilhelmsen rozwija także pod­niesiony w Quas primas wątek niesprzeczności pomiędzy duchowym (nadprzyrodzonym) a społecznym (doczesnym) wymiarem królowania Chrystusa. Zdanie z Ewangelii Janowej: Królestwo Moje nie jest z tego świata (J 18, 36) nie znaczy, że On króluje i rządzi tylko w wieczności, poza czasem. Oznacza to naprawdę, że Pan Nasz nie miał za­miaru ustanawiać porządku teokratycznego (politica teocratica) na ziemi, kierowanego bezpośrednio przez Nie­go". Zgodnie z tą intencją Swojego Boskiego Założyciela Kościół zawsze uznawał różnicę pomiędzy władzą duchową (el poder espiritual) a doczesną (temporal). Celem (finalidad) władzy duchowej Kościoła jest prowadzić ludzi do zbawienia. Celem rządów ludzkich (el gobierno humano) jest prowadzić ludzi do szczęścia doczesnego (felicidad temporal), w tej mierze, w jakiej jest ono na tym padole osią­galne. W każdym razie, Kościół nie jest porządkiem politycznym (el orden politico), a ład polityczny nie jest Ko­ściołem . Jednakowoż - i to właśnie jest sednem właściwej relacji obu "mieczy": duchowego i świeckiego - ład poli­tyczny musi być poruszony (animado) i ożywiony (vivifi-cado) zasadami moralnymi głoszonymi przez Kościół, któ­rego Głową (Cabeza) jest Chrystus. Takie ujęcie, znamien­ne dla całej Tradycji katolickiej, wyklucza - jako jawną herezję - całkowity rozdział Kościoła od państwa, ozna­czający sekularyzację polityki i wygnanie Chrystusa z przestrzeni publicznej. U podstaw tego (laicystycznego) modelu ustrojowego leży intelektualny błąd, przed którym ostrzegał już Akwinata, pomieszania rozdziału (separacióń) z odróżnieniem (distinción), skutkujący błędną metafizyką. W rzeczywistości można i trzeba odróżnić istotę od istnie­nia, ciało od duszy, politykę od wiary, ale nie należy ich rozdzielać. Ciało i dusza są różne, ale nierozdzielne aż do śmierci. Mężczyzna i kobieta różnią się bez wątpienia od siebie, ale stanowią jedność w małżeństwie. Na tej samej zasadzie Kościół i państwo są różne w swoich celach i funk­cjach, ale nie powinny być odseparowane. Rozdzielanie ja­kichkolwiek bytów różnych, lecz kompatybilnych, może być przyrównane do cięcia ostrzem miecza, skutkującego roz­padem na dwie oddzielne części. Odróżnianie natomiast jest rozpoznaniem (reconocimientó) odmienności ról i funkcji, tworzących jednak wspólnie jedność (unidad).

 

Płynie stąd wniosek, że panowanie Chrystusa jest abso­lutnie powszechne i musi być uznane przez każdy porzą­dek polityczny. Zachodzi atoli kardynalna różnica w spo­sobie rozpoznawania i uznawania królowania Chrystusa pomiędzy epoką średniowiecznej Christianitas a czasami nowożytnymi od Reformacji protestanckiej, a zwłaszcza Rewolucji Francuskiej. Jako że cały ustrój zachodnioeu­ropejskiego średniowiecza został ustanowiony na funda­mencie Jego Prawa i Jego Rządu (Su Ley y Su Gobiernó), nie zachodziła naonczas potrzeba specjalnego podkreśla­nia obowiązywalności tego, co przenika i działa w całym społeczeństwie. A zatem żaden średniowieczny władca nawet nie rozważał potrzeby formalnego uznania swoje­go poddaństwa w stosunku do Królestwa Chrystusa, gdyż było to i dla niego, i dla wszystkich jego poddanych oczy­wistością dnia codziennego. Sytuacja uległa diametralnej zmianie po nastaniu religijnej rewolucji protestantyzmu i politycznej rewolucji 1789 r., zwracającej się w pierw­szym rzędzie przeciwko katolickiemu Rzymowi. Od tego czasu formalne oznajmienie, że społeczeństwo (sociedad) musi być rządzone przez zasady chrześcijańskie oraz, że rozpoznaje ono wcześniejsze od własnego prawa pozytyw­nego prawo naturalne (la ley natural) i jego Boskiego Autora, stało się psychologiczną i polityczną konieczno­ścią. W sposób szczególnie przejmujący, podkreśla Wil­helmsen, konieczność tę wyrazili w naszych czasach he­roiczni obrońcy Królestwa Chrystusa, ginący męczeńską śmiercią z rąk komunistycznych bądź masońskich prze­śladowców wiary: meksykańscy cristeros, hiszpańscy kar ­liści, kubańscy kontrrewolucjoniści.

 

Ostatni argument za obowiązywaniem prawdy religijnej o Społecznym Panowaniu Chrystusa Króla w każdym ustroju politycznym Wilhelmsen zaczerpnął od karlistow­skiego filozofa prawa i państwa Alvaro d'Orsa (1915-2004). Rozważania d'Orsa koncentrują się wokół dwóch fundamentalnych aspektów ludzkiej egzystencji: Władzy (Poder), bra­nej jako moc, siła, potęga w sensie fizycznym (potestas), oraz Autorytetu (Autoridad), pojętego jako atrybut wła­dzy, zawierający w sobie rozkazodawczą moc sprawczą, transcendentną w stosunku do samej siły przymusu, i przez to właśnie - ze względu na swoją moralną powagę (auctori­tas) - nieodpartą. Autorytet mówi prawdę (verdad) tym, którzy powinni ją poznać. Na przykład mechanik, do któ­rego przyprowadzam mój samochód, w którym coś się ze­psuło, ma autorytet w kwestii wyjaśnienia przyczyny uster­ki i jej naprawienia; lekarz, którego prosi o poradę cierpią­cy pacjent, ma autorytet w przedmiocie znajomości ludz­kiego ciała; analogicznie spowiednik posiada autorytet w zakresie życia moralnego swojego penitenta, wyznającego upadki swojej duszy. Do istoty Autorytetu należy zatem to, że on zawsze odpowiada (responde), natomiast Władza za­wsze pyta (pregunta). Inaczej mówiąc, Władza zawsze dzia­ła (actua) i stawia Autorytetowi pytania - teoretyczne lub praktyczne, zaś Autorytet zawsze reaguje(reacciona), udzie­lając wyjaśnień. Władza, która nie słucha Autorytetu, sta­je się ślepa (ciegó), z kolei Autorytet, pozbawiony posłuchu, istnieje wprawdzie nadal (bo, jako siła moralna, nie podle­ga anihilacji), lecz staje się bezużyteczny (inutil).

 

Dramat duchowy naszych czasów, epoki sekularyzacji, po­lega na tym, ze Władza przestała stawiać Autorytetowi pytania, ponieważ sama sobie przyznała nie tylko moc fi­zyczną, lecz również autorytet moralny i poznawczy. Do epoki renesansu tożsamość Władzy z Autorytetem postrze­gano tylko w Bogu, którego Byt jest prosty i niezłożony: Jego Autorytet jest Jego Władzą. Natomiast w odniesieniu do spraw ludzkich średniowiecze starannie odróżniało Wła­dzę od Autorytetu, jedynie jej przydanego, nie zaś należą­cego do jej natury. U schyłku renesansu jednak narodziło się zlaicyzowane państwo nowoczesne (el moderno Estado laicista), które przyznało sobie pełnię Władzy i pełnię Au­torytetu we wszystkich aspektach życia. Oznacza to, że nowoczesne państwo laickie dokonało (samo) ubóstwienia (divinización). Odtąd to nie prawo moralne (Autorytet), lecz państwo (Władza) decyduje, co jest dobrem, a co złem. Je­żeli państwo zabroni aborcji, to będzie ona złem, jeżeli jed­nak ją dozwoli, to będzie ona dobrem . Tożsamość Władzy i Autorytetu, właściwa jedynie Bogu w niezłożoności Bytu boskiego, została teraz przeniesiona na politykę przez lu­dzi, którzy chcieliby być jak bogowie (querrian ser Dios).

 

Jedyną właściwą odpowiedzią na ten przerażający stan kryzysu jest potwierdzenie na nowo panowania Chrystu­sa, któremu przynależne (otorgados) są cała Władza i cały Autorytet w niebie i na ziemi. Jeśliby dzisiaj - zaznacza Wilhelmsen - Jego Suwerenność (Soberania) została uzna­na publicznie, zniknęłaby wszelka tyrania, rozkwitłby na nowo zmysł moralny, a wolny człowiek kroczyłby prostą drogą pod osłoną swojego Króla.


 

Największe nie-zdarzenie w historii Kościoła

 

Plejada czołowych teologów, myślicieli i publicystów ka­tolickich jest zgodna w opinii, że przesłanie encykliki Quas primas zostało zignorowane nie tylko (co nie dziwi) w świe­cie niekatolickim, ale również przez narody nominalnie katolickie i ich elity. Co więcej, z wyraźnym zakłopota­niem przyjęły ją nawet szerokie kręgi katolickiego ducho­wieństwa, także część hierarchii, dążąca do ułożenia ja­kiegoś modus vivendi ze zlaicyzowanym państwem nowo­czesnym, najdalsza zaś od myśli stawiania wspólnocie politycznej jakichkolwiek wymogów odnośnie do kultu publicznego religio vera. Sławny szkocki konwertyta Ha-mish Frazer (1913-1986) nazwał nawet z tego powodu (w lutowym numerze wydawanego przez siebie pisma Appro-aches z 1976 r.) Quas primas największym nie-zdarzeniem w historii Kościoła, a w konsekwencji - największą porażką w całej Jego historii.

 

Jak trafnie zauważył inny konwertyta – niedawno zmarły animator tradycjonalistycznego ruchu Una Voce Internationalis, Walijczyk Michael Davies (1936-2004) – Pius XI napotkał mur obojętności dlatego, że kiedy ogłosił swoją encyklikę, Chrystus Król był już zdetronizowany w całej Christianitas. W wymownym porównaniu Davies przyta­cza nieco późniejszą diagnozę aktualnego stanu Christianitas, autorstwa wielkiego historyka kultury (również kon­wertyty) Christophera Dawsona (1889-1970), który w paź­dzierniku 1941 r. na łamach "The Dublin Review" pisał: Kultura, która jest efektem tego procesu [sekularyzacji Christianitas - JB], kultura liberalnego wieku XIX, za­chodniej demokracji, może być nazwana postchrześcijańską, tzn. została ona zbudowana na chrześcijańskich podstawach i chrześcijańskich wartościach, lecz została oderwana od organicznej jedności z chrześcijańską wiarą i pobożnością. Zdaniem Daviesa Pius XI wyprzedził o kilkanaście lat dia­gnozę Dawsona, wskazując w pierwszym akapicie swojej encykliki, że nawałnica zła we współczesnym świecie jest skutkiem wykluczenia nieomal wszędzie Jezusa Chrystu­sa z życia osobistego, społecznego i politycznego.

 

O ile w chwili promulgowania encykliki najbardziej ty­pową reakcją na nią było wstrzemięźliwe zakłopotanie, o tyle później, w czasie Soboru Watykańskiego II i w cza­sach posoborowych, było jeszcze gorzej. Nauczanie Piusa XI zostało wówczas de facto podważone, szczególnie sobo­rową deklaracją o wolności religijnej Dignitatis humanae. Dostosowanie w niej doktryny do praktyki państwa libe­ralnego wraz z jego specyficznymi, świeckimi "dogmata­mi" praw człowieka jest przede wszystkim zlekceważeniem tradycyjnej doktryny tolerancji, bazującej na klasycznym rozróżnieniu pomiędzy dozwoloną w pewnych okoliczno­ściach i pod pewnymi warunkami tolerancją dla błądzą­cych a niemożnością tolerowania samego błędu oraz przy­znawania mu takich samych praw jak prawdzie. Tymcza­sem o tym, iż tych samych (...) praw, które przedmiotowo przynależą prawdzie, nie można przyznać błędowi, w kon­sekwencji zaś - że Wolność myśli i sumienia ma więc istotną granicę, a jest nią prawdziwość Bożego Objawie­nia - nauczał jeszcze papież Pius XII w encyklice Ecco che gia un anno z 6 października 1946 r. Tolerowanie błędu wynika zawsze z pobudek praktycznych (pragnienia unik­nięcia większego zła lub zachowania jakiegoś innego do­bra) i w niczym nie narusza zasady, że państwo ma prawo ograniczać herezję, co z kolei nie oznacza, że ma ono za­wsze obowiązek poskramiania błędu. Jednak Leon XIII zauważał, że im się więcej złego w państwie koniecznie to­lerować musi, tym więcej oddala się tego rodzaju państwo od doskonałości. Jak konkludował, po przestudiowaniu kwestii tolerancji na przestrzeni dziejów, jeden z najwięk­szych eklezjologów w historii Kościoła, Louis kard. Billot: Obowiązkiem państwa jest zakazać fałszywych religii, chy­ba że ich tolerowanie stanowi absolutną konieczność.

 

Jednym z najbardziej wymownych znaków reinterpreta­cji tradycyjnego nauczania Kościoła w tej kwestii było prze­niesienie ustanowionego przez Piusa XI Święta Chrystu­sa Króla z ostatniej niedzieli października na sam koniec roku liturgicznego (w listopadzie) . Jak pamiętamy, wy­branie przez Piusa XI terminu październikowego, przed uroczystością Wszystkich Świętych, było krokiem głębo­ko przemyślanym. Chodziło w tym o wyraźne podkreśle­nia społecznego właśnie, doczesnego wymiaru Królowa­nia Chrystusa. Za decyzją o przeniesieniu terminu obcho­dzenia tego święta też z pewnością stał jakiś zamysł. Jak wiadomo, w październiku rok liturgiczny jeszcze się nie kończy, pozostają trzy albo cztery niedziele. To oznacza władanie Chrystusa nad czasem, nad ludźmi i nad wszyst­kimi narodami. Przeniesienie święta Chrystusa Króla na koniec roku liturgicznego oznacza, że będzie On królował dopiero przy końcu czasu. Do tego samego wniosku do­szedł prof. J.P.M. van der Ploeg OP, który swój artykuł w "Christian Order" z października 1979 r. puentował na­stępująco: Uprzednio obchodzono tę Uroczystość w ostat­nią niedzielę października, tuż przed Uroczystością Wszystkich Świętych; obecnie obchodzi się ją pod koniec roku kościelnego, aby zaznaczyć jej "eschatologiczne "zna­czenie. Chrystus będzie Królem Świata na końcu czasów.

 

Aby rozświetlić promykiem chrześcijańskiej nadziei tra­giczny obraz dewastacji zdechrystianizowanej wspólnoty politycznej, przywołajmy raz jeszcze świadectwo nieustra­szonego bojownika nauki Chrystusa - Michaela Daviesa. Wskazywał on, że jeśli sytuacja jest tak zła, to walkę o przywrócenie Królowania Społecznego Naszego Pana, o ustanowienie Pax Christi in Regno Christi, musi podjąć sam laikat. Do tej walki można i trzeba mobilizować wszystkich ludzi dobrej woli, nawet niekatolików, gdyż są przecież protestanci czy żydzi nie godzący się, tak samo jak my, na przykład z ustawodawstwem proaborcyjnym czy prohomoseksualnym. Jednakowoż przede wszystkim - zauważa Davies - musimy walczyć (...) o liturgię, w któ­rej Pan Nasz jest wyraźnie ukazany jako nasz Król, a jest to tradycyjna Msza Rytu Rzymskiego, Msza Trydencka. Liturgia Mszy tradycyjnej jest skupiona na Bogu, nato­miast Nowa Msza skupia się na wspólnocie. Królowanie Chrystusa Króla nie może być przywrócone, dopóki nie stanie się On na nowo centrum naszego życia.

 

W przeciwieństwie do niezapomnianego autora tego apelu doczekaliśmy dnia, w którym Ojciec Święty Benedykt XVI "uwolnił" klasyczny ryt rzymski swoim motu proprio Sum-morum Pontificum. Pierwszy warunek odnowy: przywró­cenie zgodności między lex orandi & lex credendi został tym samym spełniony. Od nas teraz, od naszego sensus catholi-cus i od woli dzielenia się tym skarbem Tradycji ze wszyst­kimi katolikami, zależy, czy kiedykolwiek zdołamy dopro­wadzić do reintronizacji Chrystusa Króla w naszych wspól­notach – również politycznych; do tego, aby On Panował. Bo On musi panować: Oportet illud regnare.




prof. dr hab. Jacek Bartyzel
Źródło: Nowy Przegląd Wszechpolski,
nr 9-10/2007

TEOLOGIA INTRONIZACJI A KULT SERCA JEZUSA

 

W NAUCZANIU PAPIESKIM

 


Intronizacji Jezusa Króla, mimo że w Polsce jest znaną i szeroko komentowaną ideą, towarzyszy wiele niejasnych i fałszywych teorii, próbujących, jak wszystko na to wskazuje, wypaczyć jej właściwy sens, zgodny z Objawieniem i Tradycją. Ostatnimi czasy mnożą się szczególnie interpretacje zlewające w jedno kult Serca Jezusa i kult Chrystusa Króla i proponujące tzw. Intronizację Najświętszego Serca Jezusa, czasem określając ją jako Intronizację Najświętszego Serca Jezusa Króla Wszechświata lub Króla królów i Pana panujących

 

Nie jest celem mojego artykułu opis konkretnych grup promujących tę intronizację. Ważne jednak, że większość z nich teologiczną motywację do swych działań odnajduje w znanej w historii Kościoła praktyce Poświęcenia rodzin Najświętszemu Sercu Jezusa, propagowanej przez o. Mateo Crawleya i nazywanej przez niego Intronizacją Najświętszego Serca w rodzinach, a także w encyklikach papieskich z początku XX wieku, które rzekomo taką intronizację nie tylko normują, ale wręcz zalecają.
Właściwe zrozumienie terminu intronizacja, który oznacza wyniesienie na tron osoby, powoduje, że słysząc twierdzenia o papieżach zalecających Intronizację Najświętszego Serca - nie Osoby - często stajemy wobec pytania, czy rzeczywiście taka sprzeczność jest możliwa w oficjalnych dokumentach Kościoła oraz jaka intronizacja jest najwłaściwszym wypełnieniem nauki Kościoła? Kwestia królewskiej władzy Jezusa i czci należnej Jego Boskiemu Sercu była podejmowana w encyklikach papieży przełomu XIX i XX wieku oraz pierwszej połowy XX wieku. Nie da się jednak zrozumieć szczególnego związku kultu Serca Jezusa i kultu Chrystusa Króla tam wyrażonego, odnosząc się tylko do jednej, wybranej encykliki, jak to często miało miejsce w analizach niektórych teologów. Interpretacja wybiórcza może bowiem prowadzić do fałszywych wniosków i wypaczeń. Dlatego też trzeba przeanalizować treść wszystkich encyklik nawiązujących do tego tematu z tego okresu i dokonać interpretacji w duchu Tradycji, którą one reprezentują. Wnioski z przeprowadzenia takiej analizy, pozwalające łatwo udzielić odpowiedzi na powyższe pytania, postaram się teraz krótko opisać.


Kult Serca Jezusa i encyklika Annum sacrum

 

Kult Najświętszego Serca Jezusa, mający swe podstawy w Objawieniu i w Tradycji, wypływa w znacznej mierze z objawień udzielonych św. Małgorzacie Marii Alacoque, francuskiej zakonnicy, żyjącej pod koniec XVII wieku. Według tego, co Pan Jezus przekazał św. Małgorzacie Marii, ukazując jej symbol swego Serca, kult ten miał mieć charakter ekspiacyjny i dlatego został złączony z konkretnymi praktykami, jak: nabożeństwo pierwszych piątków miesiąca, godzina święta czy komunia wynagradzająca. Jedną z tych praktyk było także poświęcenie się Sercu Jezusa. Nabożeństwo do Serca Jezusa pierwotnie było przeciwwagą dla szerzącej się w XVII wieku herezji jansenizmu, która była tylko jednym z wielu przejawów dramatycznych zmian jakie zachodziły w Europie i w świecie w tym okresie. Już bowiem od XVI wieku, wskutek kolejnych wstrząsów nawiedzających ludzkość, duchowa sytuacja Kościoła i świata zaczęła się szybko pogarszać. Zaczęło się od uderzenia w Kościół poprzez Reformację oraz od ataku na wiarę według nowo powstałych ateistycznych filozofii racjonalizmu, deizmu, pozytywizmu, liberalizmu itp. Wiek XVII i XVIII był okresem nieustannych wojen i konfliktów zbrojnych. Od 1717 roku swoją działalność rozpoczyna masoneria, korzeniami sięgająca okultystycznych i demonicznych kultów pogańskich, a której członkowie stali za najbardziej zbrodniczymi rewolucjami XVIII i XIX wieku. Jednak widok rzeszy czcicieli Bożego Serca i wielu dobrych owoców rozwoju kultu Serca Jezusa stał się zapewne również powodem, dla którego kolejni papieże, jak: Innocenty XI, Benedykt XIII, Klemens XIII, Pius VI i Pius VII niejednokrotnie dawali wyraz poparcia dla tej wypróbowanej formy pobożności sądząc, że stanie się ona lekarstwem nie tylko na chorobę jansenizmu, ale rozwiąże i inne problemy i pokona pozostałe duchowe zagrożenia dręczące ludzkość. Widać to szczególnie za pontyfikatu papieża Piusa IX, który w 1856 r. ustanowił ogólnokościelne święto Najświętszego Serca Jezusa oraz papieża Leona XIII, który poświęcił Sercu Bożemu cały rodzaj ludzki, a święto Najświętszego Serca podniósł do najwyższej rangi uroczystości w Kościele.
Powody i podstawy Aktu poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Leon XIII podaje w encyklice Annum sacrum z 1899 roku. Stwierdza on, że Akt poświęcenia ze swej istoty jest pełną miłości odpowiedzią na nieskończoną miłość Jezusa: Możemy Mu sprawić przyjemność ofiarą z naszej woli i poruszeń serca. (…) Aktem tym wyrażamy równocześnie prośbę, by nie wzbraniał się przyjąć od nas rzeczy, która w istocie jest Jego własnością.
Akt poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu
został dokonany 11 VI 1899 r. i miał być, jak tego oczekiwał Leon XIII, środkiem zaradczym, który postawi tamę zagrożeniom spowodowanym przez fałszywe ideologie czy zaburzenia społeczne końca XIX wieku, a także przywoła zabłąkanych do powrotu pod sztandar Jezusa Króla: Ci, którzy znają i kochają Jezusa Chrystusa, odczują w sobie wyraźnie wzrost wiary i miłości. Ci, którzy Go również znają, ale nie dbają o zachowanie Jego praw i przykazań, będą mogli zaczerpnąć z tego Serca ogień dla rozpalenia w sobie wygasłej miłości. Dla tych wreszcie nieszczęśliwych, którzy żyją jeszcze w ciemnościach zabobonu, będziemy prosić wszyscy razem (…) by Jezus Chrystus, którego władzy przecież podlegają, rzeczywiście tę władzę nad nimi wykonywał i to nie tylko "w przyszłym wieku, kiedy spełni nad nimi swoją wolę, jednych zbawiając, innych karząc", ale już w tym obecnym życiu, udzielając im daru wiary i świętości. Oczywistością dla Leona XIII był także fakt, że Poświęcenia Sercu Jezusa dokonuje wraz z całym światem katolickim, który w Jezusie wyznaje swego Boga i Króla, ale dokonuje go w imieniu całego rodzaju ludzkiego, nad którym Chrystus panuje. Sam Akt poświęcenia papież uważał zresztą za najważniejszy czyn swojego pontyfikatu, który nazwał "koroną i szczytem wszystkich hołdów, jakie kiedykolwiek były oddane Najświętszemu Sercu."

Encyklika Annum sacrum i Akt poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu stanowią szczytowy punkt rozwoju kultu Serca Jezusa. Z pewnością sam akt przyniósł wiele zbawiennych owoców w życiu Kościoła i świata, lecz nie usunął całkiem przyczyn panoszącego się zła, a wobec nowej fali zagrożeń okazał się krokiem niewystarczającym. Łatwiej jest to zrozumieć, gdy weźmie się pod uwagę cel i przedmiot kultu Serca Jezusa. Pan Jezus w czwartym wielkim objawieniu w Paray-le-Monial w 1675 r. tak mówił do św. Małgorzaty Marii: Żądam od ciebie, żeby pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała był poświęcony na szczególną uroczystość ku uczczeniu mojego Serca, przez to, że w tym dniu wierni przystępować będą do Komunii św., że będą składać uroczyste wynagrodzenia poprzez wyznawanie win, ażeby naprawić zniewagi, jakich to Serce doznało podczas wystawienia na ołtarzach. Obiecuję ci również, że moje Serce rozszerzy się, by roztaczać obficie wpływy swej Boskiej miłości na tych, którzy mu będą oddawać tę cześć i którzy starać się będą, by mu była oddawana. Tak więc święto Najświętszego Serca Jezusa, ustanowione w Kościele zgodnie z żądaniem Pana Jezusa, ma być przebłaganiem za grzechy popełnione przeciwko Eucharystii. Taki jest zasadniczy cel samego kultu, a wszystkie związane z nim praktyki, z poświęceniem się Sercu Jezusa włącznie, mają charakter wynagradzający. Dlatego też nie mogły one usunąć przyczyn duchowego kryzysu społeczeństw, które, jak się okazało, zasadniczo dotyczyły nie tyle zniewag i przewinień wobec miłości Jezusa, ile buntu wobec Jego królewskiej godności i wynikających z niej prerogatyw władzy.


Encyklika Ubi arcano

 

Kolejna interesująca nas encyklika - Ubi arcano - napisana przez papieża Piusa XI w 1922 r. jest szczegółową analizą powyższej kwestii. Brak pokoju na świecie, który jest źródłem wszelkich nieszczęść ludzkości uwidacznia się, zdaniem Piusa XI, przede wszystkim w upadku obyczajów, odstępstwie od Boga, ateizacji szkoły etc. Jednakowoż - jak stwierdza papież - jeszcze głębiej należy szukać przyczyny tego, że pokoju nie było i że jeszcze dziś go nie ma. (…) Główna przyczyna tych wszystkich następstw już dawno z winy ludzi i rządów działała. (…) Bo jeśli ludzie popadli w całe morze nieszczęść, stało się to dlatego, że odpadli od Boga i Jezusa Chrystusa. Bóg i Jezus Chrystus usunięty z prawodawstwa i życia państwowego; władzy nie wywodzi się już od Boga, ale od ludzi - a jakie tego następstwa? Oto sam fundament władzy podkopany, skoro porzucona główna zasada, dla której jedni mają prawo rozkazywania a drudzy obowiązek słuchania i osłabione podstawy prawa, skoro się odrzuca najwyższe prawa źródło, to jest odwieczne prawo Boże. (…) Stąd cały ustrój społeczny zachwiany, bo mu brak rzetelnego oparcia.
Drogą wyjścia z tej trudności jest osiągnięcie przez ludzkość pokoju duchowego, który może dać tylko Chrystus. Jednak według znanej zasady: Pax Christi in Regnum Christi (pokój Chrystusowy w Królestwie Chrystusa), którą przytacza papież, pokój Chrystusowy zapanuje prawdziwie jedynie w sytuacji, gdy zostanie przywrócona pełnia królewskiej władzy Jezusa. Albowiem, jak stwierdza Pius XI, na tym właśnie polega Królestwo Chrystusowe: Jezus Chrystus bowiem króluje w umysłach jednostek przez naukę Swoją, króluje w duszach przez miłość, króluje w całym życiu człowieka, przestrzegającego Jego prawa i naśladującego Jego przykład. Chrystus Pan króluje w rodzinie, gdy oparta na sakramencie małżeństwa istnieje jako rzecz święta i nierozerwalna. (…) Chrystus Pan króluje w końcu w społeczności państwowej, gdy najwyższą cześć oddaje się Chrystusowi, a z Boga wyprowadza się pochodzenie władzy i wszystkie jej prawa, ażeby tym samym nie było nadużycia ze strony rządzących ani braku rozumnego posłuszeństwa ze strony poddanych i aby Kościół (…) był uznany jako organizacja niezależna, jako nauczyciel i przewodnik państw, i narodów, nie w tym znaczeniu, jakoby miał władzę państwową zmniejszać - albowiem państwa posiadają w swoim porządku pełność władzy - ale na to, aby ją udoskonalić podobnie jak łaska udoskonala naturę ludzką. W ten sposób staną się państwa dla ludzi walną pomocą w osiągnięciu najwyższego celu, którym jest szczęśliwość wieczna, a równocześnie dadzą trwałą podstawę dla pomyślności doczesnej.
Z tego wszystkiego wynika, że nie ma pokoju Chrystusowego poza Królestwem Chrystusowym i stąd nie możemy skuteczniej pracować nad utwierdzeniem pokoju Chrystusowego, jak właśnie wznawiając Królestwo Chrystusowe.
W dalszej części encykliki Ubi arcano Pius XI docenia także wartość kultu Serca Jezusa, który, tak jak nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny i kult Najświętszej Eucharystii czy działalność Akcji Katolickiej, przyczynił się do rozszerzania w świecie Królestwa Jezusa. Wszystkie te ruchy i organizacje powinny dalej rozwijać swoją działalność, gdyż wspomagają osiągnięcie głównego celu - pokoju Chrystusa poprzez przywrócenie pełni Jego Królestwa na ziemi.

Widać z powyższego przedstawienia, że papież Pius XI wyraźnie rozróżnia cel i zakres kultu Serca Bożego - wynagrodzenie i odnowienie miłości do Jezusa - od kultu Chrystusa Króla, który sprowadza się do uznania pełni władzy Chrystusa nad jednostkami i nad narodami w sferze zarówno religijnej, jak i społecznej. Chociaż bowiem cześć i miłość do Serca Jezusa wzmaga w sercach wierzących ducha apostolstwa i wiary, w tym także obrony królewskiej godności Jezusa, to pokój Chrystusowy jest możliwy do osiągnięcia tylko poprzez przywrócenie królowania Jezusa w pełnym tego słowa znaczeniu. Skoro gminy i państwa za święty swój obowiązek uważać będą, by w sprawach wewnętrznych jak i zewnętrznych postępować według nauki i nakazów Jezusa Chrystusa, wtedy nareszcie zapanuje pokój wewnątrz a zaufanie wzajemne na zewnątrz.


Kult Chrystusa Króla i kult Serca Jezusa w nauczaniu Piusa XI

 

Odnowienie Królestwa Jezusa poprzez dobrowolne poddanie się jednostek i narodów pod panowanie Chrystusa - czego wyrazem jest intronizacja Jego Osoby - stało się ideą przewodnią całego pontyfikatu Piusa XI, jak również jego następcy Piusa XII. Potwierdzają to dwie doniosłe encykliki przez nich wydane (Quas primas Piusa XI i Summi pontificatus Piusa XII), poświęcone w całości królewskiej godności Jezusa. Encyklika Quas primas z 1925 r., ustanawiająca w Kościele święto Chrystusa Króla, zawiera wykładnię biblijnych i teologicznych podstaw kultu Chrystusa Króla. Z perspektywy interesującego nas tematu szczególnie znamienne są słowa papieża o zakresie królowania Jezusa. W sensie przenośnym można powiedzieć, że Jezus króluje w umysłach, gdyż jest Prawdą; króluje w woli ludzkiej, gdyż wpływa na nią poprzez natchnienia; króluje w sercach, gdyż jest Miłością. Jednak we właściwym tego słowa znaczeniu imię i władzę króla, należy przyznać Chrystusowi jako Człowiekowi, albowiem tylko o Chrystusie jako Człowieku można powiedzieć, iż otrzymał od Ojca "władzę i cześć i królestwo"; Chrystus bowiem, jako Słowo Boga, będąc współistotnym Ojcu, wszystko ma wspólne z Ojcem, a więc także najwyższe i nieograniczone władztwo nad wszystkim stworzeniem. Powszechna władza Jezusa nad stworzeniem wyraża się w trójnasób: jest On Nauczycielem, Sędzią i Prawodawcą. Dlatego, zdaniem Piusa XI, błądziłby bardzo ten, kto by odmawiał Chrystusowi Człowiekowi, władzy nad jakimikolwiek sprawami doczesnymi, kiedy On od Ojca otrzymał nieograniczone prawo nad stworzeniem tak, iż wszystko poddane jest Jego woli (…) I nie ma tu żadnej różnicy między jednostkami, rodzinami czy państwami, ponieważ ludzie złączeni w społeczeństwie nie mniej podlegają władzy Chrystusa, jak jednostki. Zaiste On jest źródłem zbawienia dla pojedynczych ludzi, jak i dla ogółu.
Wprowadzając do liturgii nowe święto, papież pragnął wskazać zagubionej ludzkości drogę ratunku: Jeżeli więc teraz nakazaliśmy, aby cały katolicki świat czcił Chrystusa jako Króla, to przez to chcemy zaradzić potrzebom dzisiejszych czasów i podać szczególne lekarstwo na zarazę, jaka nawiedziła społeczeństwo ludzkie. A tą zarazą jest tzw. laicyzm, czyli zeświecczenie, jego błędy i niecne dążenia: a zbrodnia ta, jak Wam wiadomo Czcigodni Bracia, nie naraz dojrzała, lecz od dawna już kryła się wśród państw. Zaczęto bowiem od zaprzeczenia panowania Chrystusa nad wszystkimi narodami. Środkiem zaradczym na zarazę laicyzmu jest więc ponowne uznanie Osoby Jezusa Królem w życiu indywidualnym i społecznym: Niechże więc rządcy państw nie wzbraniają się sami i wraz z swoim narodem oddać królestwu Chrystusowemu publicznych oznak czci i posłuszeństwa, jeżeli pragną zachować nienaruszoną swą powagę i przyczynić się do pomnożenia pomyślności swej ojczyzny. (…) Gdyby ludzie uznali tak w życiu prywatnym, jak i publicznym królewską władzę Chrystusa, wówczas spłynęłyby na społeczeństwo niewypowiedziane dobrodziejstwa, jak sprawiedliwa wolność, jak ład i uspokojenie, zgoda i pokój.
W encyklice Quas primas Pius XI kolejny raz omawia także zasługi kultu Serca Jezusa, który, jego zdaniem, poprzez praktykę poświęcenia rodzin i całego rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu przyczynił się do umocnienia panowania Chrystusa Króla, podobnie jak przyczyniły się do tego kongresy eucharystyczne, pobożne zebrania, procesje i adoracje Najświętszego Sakramentu. Dlatego też papież Pius XI zaleca, aby utrzymać tradycję zapoczątkowaną przez Leona XIII, a potem nakazaną przez Piusa X i corocznie w święto Chrystusa Króla odnawiać poświęcenie całego rodu ludzkiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Mamy tu ponownie do czynienia ze współwystępowaniem kultu Chrystusa Króla, którego właściwą praktyką jest Intronizacja Osoby Jezusa oraz kultu Bożego Serca, który wyraża się w Akcie poświęcenia Sercu Jezusa. W żadnym wypadku nie można jednak stwierdzić, że zachodzi tu połączenie obu kultów, wręcz przeciwnie, papież jest świadomy zarówno zakresu każdego z nich, jak i oczekiwanych różnych owoców ich rozwoju.

 

Żeby jednak rozwiać wszelkie wątpliwości w tej kwestii należy nawiązać do twierdzeń następnej encykliki Piusa XI Miserentissimus Redemptor, wydanej w 1928 r. Według jej treści praktyka poświęcenia się Bożemu Sercu była początkiem dzieła, które zostało uzupełnione i zakończone przez Piusa XI poprzez ustanowienie święta Chrystusa Króla oraz wskazanie na konieczność ponownego i dobrowolnego poddania pod panowanie Jezusa zarówno jednostek, jak i całych społeczeństw. Chociaż bowiem poświęcenie się Sercu Bożemu wynika z miłości do Jezusa Króla, to uznanie Jego władzy może się odbywać jedynie poprzez intronizację Osoby Chrystusa, której ta władza w sposób pełny i właściwy się należy. W tym świetle należy widzieć uzupełnienie i zakończenie dzieła, o którym mówi papież. Ponadto Pius XI wskazuje także na inny wymiar kultu Serca Jezusa, najbardziej mu właściwy i wciąż aktualny: konieczne zadośćuczynienie w celu naprawienia zniewag wyrządzonych Boskiemu Majestatowi. Ma ono, według papieża, przyczynić się do tego, że grzesznicy patrząc "na Tego, którego przebodli" (…) pełni żalu za krzywdy wyrządzone najwyższemu Królowi nawrócą się sercem, by przypadkiem nie utrwalili się w swoich grzechach (…) Sprawiedliwi zaś zostaną jeszcze bardziej usprawiedliwieni i uświęceni. Oddadzą się oni całkowicie i z nowym zapałem służbie swojego Króla.


Pius XII kontynuatorem myśli Piusa XI

 

Podobnie do sprawy związku obydwu kultów podchodzi papież Pius XII. W swojej pierwszej encyklice Summi pontificatus z 1939 r. wyraża on przekonanie, że poświęcenie rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu dokonane przez Leona XIII było kulminacyjnym punktem rozwoju nabożeństwa do Serca Jezusa, które przyczyniło się także do ustanowienia święta Chrystusa Króla przez Piusa XI. Ponieważ jednak głównym złem, z powodu którego świat współczesny popadł w duchowe i moralne bankructwo oraz ruinę, jest niegodziwe i zaiste zbrodnicze usiłowanie, by pozbawić Chrystusa Jego Królewskiej władzy, a także nie przyjęcie nadanego przez Chrystusa prawa prawdy oraz odrzucenie prawa miłości, które jako Boskie tchnienie jest życiodajną treścią i mocą Jego władania Pius XII uważa, że ratunek i zbawienie dla współczesnego człowieka znajduje się tylko w czci dla Chrystusa jako Króla, w uznaniu uprawnień wynikających z władzy, jaką On sprawuje, oraz w doprowadzeniu do powrotu poszczególnych ludzi i całej ludzkiej społeczności do chrześcijańskiego prawa prawdy i miłości. Analogicznie jak w encyklice Quas primas jest tu wymieniona konieczność intronizacji (uznania nad sobą władzy) Osoby Chrystusa Króla, nie ma natomiast mowy o wprowadzaniu na tron Najświętszego Serca. Papież Pius XII jest przekonany, że głoszenie Dobrej Nowiny o królowaniu Jezusa i wzywanie do powszechnego uznania Jego władzy jest w obecnym czasie najszlachetniejszą czynnością, w którą powinni się zaangażować wszyscy katolicy należący do armii Chrystusa - zarówno duchowni, jak i świeccy.
W 1956 r. Pius XII wydał także encyklikę Haurietis aquas, w której pogłębił i uzupełnił naukę swoich poprzedników dotyczącą kultu Serca Jezusa, określając że jest on w swej istocie odpowiedzią naszej ludzkiej miłości na miłość Boga względem nas. Nie jest on więc z istoty uznaniem królewskiej władzy Jezusa, choć poprzez pogłębienie miłości uzdalnia nas do doskonałego poświęcenia naszej woli miłości Boskiego Odkupiciela. Encyklika Haurietis aquas stanowi najbardziej doniosłą i pogłębioną wypowiedź Magisterium Kościoła odnośnie do kultu Serca Jezusa i w sposób bardzo precyzyjny i zgodny z objawieniami w Paray-le-Monial definiuje jego przedmiot (zranione Serce Jezusa - symbol miłości), cel (odpowiedź miłością na miłość) i zakres (praktyki), co można podsumować następującym stwierdzeniem: Każdy wierny czcząc Serce Jezusa uwielbia razem z Kościołem znak i jakby ślad Bożej miłości, która posunęła się aż tak daleko, że nawet Sercem Wcielonego Słowa umiłowała rodzaj ludzki, splamiony tylu haniebnymi występkami.


Zakończenie

 

Powyższe omówienie treści najważniejszych encyklik dotyczących kultu Serca Jezusa i kultu Chrystusa Króla należy podsumować kilkoma wnioskami.
Właściwą formą czci oddawanej Bożemu Sercu jest praktyka "poświęcenia", która w Kościele była najbardziej rozpowszechniona w XIX w. Głównym jej motywem jest miłość. Bogu - Miłości, który upomniał się o ludzką miłość, należy bowiem odpowiedzieć miłością i oddaniem. Poświęcenie się Sercu Jezusa, jak to ukazałem powyżej, ma również bezpośrednie odniesienie do Eucharystii. Inaczej mówiąc jest wynagrodzeniem za zniewagi, jakie ludzie popełniają wobec Majestatu Boga utajonego w Eucharystii. Jeśli więc papieże w omawianych przeze mnie encyklikach, mówiąc o poświęceniu się Sercu Jezusa, nawiązują do królewskiej godności Chrystusa, należy to rozumieć właśnie w tym świetle.
Żaden z papieży w oficjalnym dokumencie w odniesieniu do Serca Jezusa nigdy nie używa słowa "intronizacja" ani nie mówi o uznawaniu władzy Serca Jezusa. Zawsze w kontekście kultu Bożego Serca jest używane wyrażenie "poświęcenie się". Papieże są bowiem świadomi, że to nie Serce, ale Jezus Król, jako Osoba posiada pełnię władzy nad całym stworzeniem. Bunt wobec Jezusa Króla, a nie wobec Jego Serca, jest głównym powodem duchowego kryzysu ludzkości, która, odrzucając nad sobą panowanie Chrystusa, stopniowo i coraz dalej odchodzi od Boga, zmierzając w stronę samozniszczenia. Dlatego też papieże widzą jedyny ratunek i drogę wyjścia z tego kryzysu w powrocie do Jezusa Króla i w ponownym uznaniu Jego władzy. Stąd wniosek, że praktyka intronizacji może i powinna dotyczyć jedynie Osoby Jezusa. Poświęcenie się Sercu Jezusa nie jest ze swej istoty intronizacją, nie powinno więc być tak nazywane.
Z przedstawionych powyżej analiz wynika także, że pojęciowa zbitka: Intronizacja Serca Jezusa nie ma podstaw w oficjalnych dokumentach Kościoła. Jest ona ponadto poważnym błędem teologicznym, polegającym na pomieszaniu i złączeniu dwóch różnych kultów w jeden twór, w którym nie wiadomo, o co chodzi - o uznanie władzy Jezusa czy o poświęcenie się Jego Sercu. Widać to szczególnie w kolejnych, nieudanych próbach "ratowania" Intronizacji Serca Jezusa poprzez dokonywanie retuszu jej nazwy na Intronizację Najświętszego Serca Jezusa Króla Wszechświata czy też Króla królów i Pana panujących.
Wskutek zwiększania się duchowych zagrożeń pojawiających się na przełomie XIX i XX wieku rozwijała się również nauka Kościoła dotycząca środków zaradczych. Poświęcenie rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu okazało się niewystarczające w sytuacji, gdy został zachwiany fundament wiary Kościoła - uznanie społecznego królowania Jezusa Chrystusa. Dlatego też Pius XI i Pius XII, właściwie oceniając przyczyny nieszczęść doświadczających ludzkość w tym okresie, nawoływali, aby przede wszystkim powrócić do fundamentu wiary, to znaczy wprost i bezpośrednio uznać panowanie Jezusa zarówno w życiu prywatnym, jak i publicznym.

Dziś, gdy apel papieży, wciąż nie jest spełniony i już prawie nie jest słyszalny, a sytuacja i w świecie, i w Kościele pod tym względem ciągle się pogarsza, do dokonania intronizacji poszczególne narody wzywa sam Król królów i Pan panujących za sprawą S.B. Rozalii Celakówny. Wezwanie to, tak bliskie nam, Polakom, nie jest jednak ofertą bezterminową. Jeśli nie zostanie wypełnione, będzie to równoznaczne z odrzuceniem przez ludzkość Boga. Miejmy nadzieję, że reprezentanci naszego Narodu w porę się opamiętają i okażemy się godni skierowanego do nas wezwania. Odnawiajmy w nas i pośród nas królestwo Jezusa - Pax Christi in Regnum Christi.

 

Piotr Sykulski

INTRONIZACJA SERCA CZY OSOBY?


Serce_JezusaJezus_Krol_PolskiCzy kochasz Najświętsze Serce Jezusa?
Jeśli ktoś tak by się mnie spytał, odpowiem mu: Tak, bardzo kocham. Szerzyłem kult Serca Jezusa w Polsce przez 13 lat jako Krajowy Dyrektor Apostolstwa Modlitwy, a także jako naczelny redaktor Posłańca Serca Jezusowego. Każdy może sprawdzić, w jakim duchu opracowywałem materiały formacyjne dla czcicieli Serca Jezusa i jakie pisałem artykuły. Przez siedem lat prowadziłem w Bazylice Serca Jezusa w Krakowie comiesięczne, całonocne czuwania. W tym czasie też przemierzałem nieustannie Polskę, głosząc po miastach i wioskach rekolekcje i kazania o Sercu Jezusa. Nie szczędziłem sił i czasu, by rozsławić kult Serca Jezusa i wzbudzić do Niego miłość w naszym Narodzie.

 

W takim razie czy popierasz Intronizację Serca Jezusa?
Nie, zwalczam. A jeśli ktoś ma mi to za złe, to dlatego, że nie rozumie różnicy, jaka zachodzi pomiędzy poświęceniem się Sercu Jezusa a Intronizacją Serca Jezusa. Nie zna i nie rozumie, czym jest kult Serca Jezusa objawiony w XVII w. św. Małgorzacie Marii w Paray-le-Monial, a czym jest objawiony w Piśmie Świętym kult Chrystusa Króla, ukazujący Jego królewską godność i prawo do panowania nad narodami świata. Tego prawa Królowi wszelkiego stworzenia odmawiają od początku XX wieku masońskie organizacje, stopniowo zdobywające wpływ na rządy świeckie we wszystkich państwach świata, a od Soboru Watykańskiego II (1965) tego prawa odmawiają Jezusowi także władze kościelne. Trzeba pojąć, co wydarzyło się w świecie w XX wieku, by zrozumieć znaczenie i wagę misji Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny, poprzez którą Pan Jezus żąda, by na powrót w każdym państwie władze świeckie i kościelne uznały Go panującym królem nad sobą i nad narodem, którym kierują. To uznanie ma być wyrażone w formie uroczystej Intronizacji Jezusa Króla na duchowy tron danego narodu, a Polska jako pierwsza ma tego dokonać. W przeciwnym razie Polskę i świat czeka zagłada – taka jest wymowa, co do istoty, objawień przez Boga udzielonych Rozalii.

 

Ja głęboko wierzę w posłannictwo Rozalii i uważam, że sprawa jest ogromnie pilna i najwyższej wagi. Dlatego chcę ci pomóc zrozumieć różnicę pomiędzy kultem Serca Jezusa a wezwaniem do Intronizacji Jezusa Króla jako Osoby, by cię nie zwiedli ludzie głoszący Intronizację Serca Jezusa. Różnica ta jest omówiona w takich pozycjach jak Ostatnia walka, Intronizacja – Polsko, twój Król nadchodzi czy w ostatnio wydanej książce Ewy Wieczorek Służebnica Boża Rozalia Celakówna – życie i misja. W niniejszym artykule ograniczę się tylko do wybranych kwestii.

 

* * *

 


Na wstępie poczynię pewne założenia.
Wiara katolicka, wiara Kościoła, formowana na fundamencie Pisma Świętego świadczy, że Jezus powróci na ziemię w całej potędze i majestacie swej królewskiej władzy, by rozgromić swych przeciwników – tych, którzy dziś nie chcą, aby On królował nad światem: Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach (Łk 19,27). Kiedy nastąpi Jego powrót? Pan Jezus kazał nam obserwować znaki na niebie i na ziemi, które się pojawią przed Jego powrotem. Tymi „znakami na niebie”, zwiastującymi powrót Króla, są przede wszystkim objawienia Maryjne, których częstotliwość i jakość w XX wieku pobiła wszelkie rekordy. „Znakami na ziemi” są przede wszystkim powszechne odstępstwo od wiary i upadek moralny prawie całej ludzkości.

 

Jeśli uwierzysz, a przynajmniej weźmiesz pod uwagę, że powrót Jezusa Króla wkrótce może nastąpić, zastanów się, jakie wcześniej musiał On ze swej strony poczynić „kroki przygotowawcze”, by, gdy nadejdzie, zastać ludzi czuwających.

 

Bóg jest Miłością! Jezus zanim ukaże się jako pogromca szatana i ludzi z nim sprzymierzonych w spisku detronizacji Jego Osoby, chce uratować jak najwięcej ludzi. Dlatego na trzysta lat wcześniej Jezus uczynił pierwszy krok. Objawił swą miłość, ukazując ludziom swe Najświętsze Serce, które tak ogromnie pokochało ludzi, a w zamian od nich otrzymuje obojętność, wzgardę, zapomnienie. Ty przynajmniej kochaj Mnie – zwróci się do św. Małgorzaty Marii, bo ten, kto kocha Boga, staje do walki z mocami ciemności. W ten sposób w Kościele rozwinął się kult Serca Jezusa, kult miłości Boga obecnego w Eucharystii. Do istoty tego kultu należy praktyka poświęcenia się Sercu Jezusa – serce za Serce, miłość za Miłość. Dzięki kultowi Serca Jezusa miliony ludzi opowiedziały się po stronie Boga w czasie wielkich rewolucji i wojen, i w ten sposób zostały uratowane z sideł szatańskich. Całe narody zostały poświęcone Najświętszemu Sercu Jezusa, a papież Leon XIII w roku 1899 poświęcił Sercu Jezusa cały świat. Można powiedzieć, że szatan nie zdołał zgasić ognia Bożej Miłości w tych sercach, które dokonały aktu poświęcenia się Sercu Jezusa. Jednakże w wielu, wielu sercach ten ogień został przez niego zastąpiony ogniem piekielnym, mocą którego synowie buntu roznieśli po świecie fałszywe ideologie komunizmu, faszyzmu, liberalizmu... To dlatego Bóg, by ratować świat przed zagładą, uczynił drugi krok – objawił swe miłosierdzie. Zanim przyjdę jako Król (Sędzia sprawiedliwy) daję wam dzień miłosierdzia. Każdemu, kto ucieknie się do mego miłosierdzia dam łaskę nawrócenia. Namaluj obraz – powie do św. s. Faustyny, obiecując, że dusza, która czcić będzie ten obraz nie zginie (...) Daję grzesznemu światu szansę ratunku, ale czas jest krótki.

 

Nie myśl, że czas miłosierdzia będzie tak długi jak czas Najświętszego Serca, tj. trzysta lat, bowiem czas miłosierdzia bezpośrednio poprzedza powrót Jezusa Króla i może on trwać bardzo krótko. Czas miłosierdzia to czas nadzwyczajnej łaski, w którym obecnie żyjemy – jak powtarza to za każdym razem Matka Najświętsza w Medjugorje. Miłosierdzie
nie może polegać na bezkarności i gdyby ten szczególny czas łaski miałby trwać długo, to ludzie szybko zatraciliby poczucie winy i zapomnieliby o konsekwencjach z niej płynących.

 

Misja Rozalii to ostateczna zapowiedź powrotu Jezusa Króla i ukazanie naglącej potrzeby przygotowania się do spotkania z Nim w dniu sądu, w dniu zgrozy. Bóg sam wyznacza sposób przygotowania się na Jego powtórne przyjście. Domaga się od Polski i od narodów świata Intronizacji – uznania Jezusa swym Królem. Intronizacja w całym tego słowa znaczeniu to oddanie się pojedynczego człowieka, jak i całego narodu pod władzę zwierzchnią Jezusa. To uznanie Jego władzy absolutnej nad sobą. Poprzez Intronizację ogólnonarodową naród zrywa więzy łączące go z władzą diabła i dzięki temu zostanie uratowany. Narody, które nie uznają Jezusa swym Królem, zginą bezpowrotnie – słowa ostrzeżenia przekazane przez Rozalię.

 

Wróćmy teraz do pytania, jaka zachodzi różnica pomiędzy Intronizacją Serca a Intronizacją Osoby? Mówiąc najogólniej, Intronizacja Serca Jezusa jest terminem powstałym na wskutek pomieszania pojęć i kultów.

 

Pomieszanie pojęć – zestawienie ze sobą słów intronizacja i serce (intronizacja serca) jest tak nielogiczne, jak złączenie ze sobą dwóch innych słów np.: koronacja i umysł (koronacja umysłu). Wiadomo, że koronacja dotyczy głowy, a nie umysłu i wiadomo, że intronizacja, to znaczy wprowadzenie na tron, dotyczy osoby króla, a nie jego serca.

 

Pomieszanie kultów – z dwóch oddzielnych kultów (kult Jezusa Króla i kult Serca Jezusa) czyni się jeden nowy kult o bardzo mętnej treści i w konsekwencji nie wiadomo o co w nim chodzi. Bo o co chodzi w Intronizacji Serca Jezusa?

 

Jasnym jest o co chodzi w kulcie Jezusa Króla, Władcy Wszechświata i każdej jego cząstki – w tym również Polski. Celem tego kultu jest uznanie władzy Jezusa Króla przez dokonanie Intronizacji. Zmusza ona ludzi do opowiedzenia się za Jezusem Królem lub przeciw Niemu.

 

Wiadomo też o co chodzi w kulcie Serca Jezusa – jego celem jest wynagrodzenie miłości Bożej za zniewagi i bluźnierstwa jakich doświadcza w Najświętszym Sakramencie. Widzimy więc różnicę, jaka zachodzi pomiędzy jednym kultem a drugim, co do celu. Gdy te dwa odrębne cele zmiesza się z sobą w pozornie logiczną zbitkę słowną Intronizacja Serca Jezusa, gubi się sens tak kultu Serca Jezusa, jak i kultu Jezusa Króla.

 

Oddzielną kwestią jest, skąd się wzięło to „dwa w jednym”? Czy to Pan Bóg w swej mądrości złączył te dwa kulty w jednym nowym? Czy jest to tylko wymysł ludzki?

 

Dlaczego w Kościele, poczynając od Ojca św. Leona XIII (1810-1903) ustawicznie podkreślano, że Najświętsze Serce jest Sercem Jezusa Króla i w ten sposób kult Serca Jezusa przedstawiano w świetle i w nawiązaniu do kultu Jezusa Króla, to odrębna sprawa domagająca się szczegółowego studium. Jednakże żaden papież nie użył terminu Intronizacja Serca Jezusa i nigdy nie złączył w jedno tych dwóch oddzielnych kultów. Wiadomym też jest, że termin Intronizacja Serca Jezusa „wynalazł” o. Mateo propagujący na początku XX w., głównie w krajach Ameryki Łacińskiej, w ramach kultu Serca Jezusa, Dzieło Osobistego Poświęcenia się Rodzin Sercu Jezusa, ale nazywając je Dziełem Intronizacji Serca Jezusa. Dla o. Mateo ta zmiana nazwy oznaczała, że rodziny poświęcające się Sercu Jezusa intronizują, to znaczy zawieszają w swym mieszkaniu na honorowym miejscu obraz Serca Jezusa, by go otoczyć czcią i miłością. Przez wprowadzenie słowa intronizacja o. Mateo chciał podkreślić wagę aktu zawieszenia obrazu, że odtąd w danej rodzinie panuje miłość Serca Jezusa.

 

To wprowadzenie słowa intronizacja do praktyki poświęcenia się Najświętszemu Serca Jezusa, w pobożności ludowej formowanej przez kaznodziejów, z czasem zaczęło nabierać nowego znaczenia, niestety zacierając różnicę pomiędzy Intronizacją Jezusa Króla jako Osoby, a poświęceniem się Jego Sercu. Stąd powstało pomieszanie kultów i ich treści, które w zamyśle Bożym są odrębne.

 

Za życia Rozalii już były widoczne te niejasności i dlatego u niej pojawia się czasem wezwanie do Intronizacji Serca Jezusa obok kategorycznego żądania uznania (intronizowania) Jezusa Króla w całym tego słowa znaczeniu. Jednakże Rozalia właściwie rozumiała Intronizację, choć nie będąc teologiem, czasem wyrażała się nieprecyzyjnie, posługując się zwrotem utartym w pobożności tego okresu. Wyjaśniła tę kwestię, w sposób naukowy i bardzo rzeczowy, pani Ewa Wieczorek we wspomnianej już książce Służebnica
Boża Rozalia Celakówna
– życie i misja i dlatego ten temat pominę. Natomiast, by wykazać bezsens uznawania Pana Jezusa Królem Polski poprzez dokonywanie Intronizacji Najświętszego Serca, posłużę się pewnym porównaniem.

 

Parę lat temu propagatorzy kultu Bożego Miłosierdzia, ludzie bardzo pobożni i gorliwi, widząc, że Intronizacja Jezusa Króla jest oczekiwana w Polsce i może stać się „sławniejsza”, postanowili głosić Intronizację Miłosierdzia Bożego. By połączyć te dwa kulty w jedno – kult Miłosierdzia z kultem Jezusa Króla – namalowano piękny obraz Pana Jezusa Miłosiernego z koroną na głowie. Z tym obrazem pewna animatorka kultu Miłosierdzia Bożego z Krakowa, popierana z całym przekonaniem przez ks. Adama Boniewicza, byłego kustosza Doliny Miłosierdzia w Częstochowie, pojechała z delegacją do Rzymu, do Jana Pawła II, by obraz ten poświęcił i by przez Intronizację Bożego Miłosierdzia ogłosił Pana Jezusa Królem Polski. Oczywiście nic z tego nie wyszło, a w Archidiecezji krakowskiej zawrzało. Tą próbą wypaczenia kultu Miłosierdzia oburzyli się krakowscy Biskupi, oburzyły się Siostry z Łagiewnik, oburzyli się bardziej świadomi wierni, a dziennikarze, wietrząc sensację, pisali o tym w miejscowej prasie. Wystarczy zadzwonić do Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, do Łagiewnik krakowskich, by dowiedzieć się jak wielkim dla nich jest problemem to gmatwanie treści objawień, udzielonych św. Faustynie, z Intronizacją Jezusa Króla.

 

Szkoda, że nikt nie broni czystości kultu Serca Jezusa i że nikt z biskupów nie protestuje, gdy dokonuje się Intronizacji Serca Jezusa, a zarazem ogłasza się Pana Jezusa Królem Polski, wypaczając kult Serca Jezusa. Szkoda, że nikt nie zwraca uwagi na to, że Pan Jezus z widocznym Najświętszym Sercem i z koroną na głowie, na obrazie rozprowadzanym przez Wspólnoty Intronizacyjne Serca Jezusa, jest ukazaniem zlepku dwóch różnych kultów, co prowadzi do poplątania prawd objawionych przez Boga z uszczerbkiem dla nich. Pan Jezus jest miłością! Pan Jezus jest miłosierdziem, ale jako Osoba jest Królem Wszechświata, który otrzyma tytuł Jezus Król Polski, jeśli Naród Go intronizuje. Czy gorliwość lub pobożność usprawiedliwia uparte błądzenie w tak ważnej sprawie?

 


ks. Tadeusz Kiersztyn

 


Źródło: Veniat Regnum nr 7/2006, kwartalnika Stowarzyszenia „Róża”

 

Artykuł w pdf

MESJANIZM INTEGRALNY

 

 

Zwolennicy intronizacji Jezusa Króla Polski oskarżani są czasem o bycie niepoprawnymi mesjanistami, o wskrzeszanie romantycznego mesjanizmu polskiego. Dlaczego? Otóż zgodnie z zapiskami Rozalii Celakówny, Polska ma dokonać aktu intronizacji jako pierwsza, a jeśli będzie Bogu w tym posłuszna, to za Polską pójdą inne narody i wiele z nich ocaleje od nadchodzącej na świat zagłady. Polska występuje tu jako naród, który ma misję dziejową, także względem innych narodów, co jest jednym z elementów mesjanizmu.
Co ciekawe, tę rolę Polski w dziejach podkreśla nie tylko sł. Boża Rozalia. Żeby ograniczyć się do ostatnich dwóch wieków i osób uznanych w Kościele, należałoby wymienić jeszcze przynajmniej św. Faustynę Kowalską, bł. Bronisława Markiewicza, kard. Augusta Hlonda, św. o. Pio, sł. Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego, bł. Jana Pawła II, s. Łucję z Fatimy, o. Klimuszko, Teresę Neumann i wielu innych (zob. TUTAJ). W takim znaczeniu wszyscy oni są mesjanistami polskimi.
Ale czy mesjanizm ogranicza się tylko wskazywania misji dziejowej narodu/narodów? Jak jest do pogodzenia z wiarą katolicką? A przede wszystkim co jest najważniejszym, istotnym elementem mesjanizmu?
Kwartalnik PRESSJE, którego wydawcą jest KLUB JAGIELLOŃSKI, poświęcił cały numer zjawisku mesjanizmu polskiego, tytułując go - co ciekawe - "Powrót mesjanizmu". Autorzy twierdzą ni mniej ni więcej, że mesjanizm powraca nie tylko w myśli teologicznej, ale w filozofii, socjologii, polityce i myśleniu zbiorowym.
Poniżej prezentujemy bardzo ciekawy artykuł Pawła Rojka, filozofa i socjologa, redaktora naczelnego Presjji, poświęcony mesjanizmowi. Dowiecie się z niego, co jest osią i główną myślą mesjanizmu - i z pewnością odkryjecie, jak zbieżna jest to myśl z dążeniami zwolenników intronizacji. Zachęcamy do lektury!

 


Artykuł MESJANIZM INTEGRALNY

Our website is protected by DMC Firewall!